Tradycja zabaw andrzejkowym liczy sobie wiele stuleci. Związane są bowiem z bardzo ważnym Apostołem, pierwszym, który poszedł za Chrystusem. W Polsce pisano o andrzejkach już w szesnastym wieku. W wieczór andrzejkowy rozpoczęło się powstanie listopadowe.
Panie Ela i Kasia jednak nie o wielowiekowych tradycjach opowiadały swoim studentom z Akademii Przedszkolaka w przedostatnią środę listopada. Postanowiły oczarować maluchy muzyka i magią. Jestem Czarodziejką z Czarnej Góry – zaczęło się tajemniczo – i chciałabym opowiedzieć wam o zwyczajach w dniu św. Andrzeja. Posłuchajcie, a wszystkiego się dowiecie.
I dzieciaki zamieniły się w słuch, bo przecież i młody, i stary ( młody bardziej, bo przed nim zakryte całe życie), chce się dowiedzieć, co czeka go w przyszłości.
Przyfrunęły nietoperze, wezwane przez Czarodziejkę i wprowadziły zaintrygowane dzieci w magiczny świat wróżb.
Hokus pokus, mary czary, niech się spełnia andrzejkowe czary.
Kto znalazł w kubeczku pierścionek, może liczyć na wyjazd do Eldorado, ostatecznie może być też uroczy spacer z rodzicami w nieznane.
Domek – obiecywał nowy, piękny dom. Pieniądze – jakżeby inaczej: bogactwo, a cukier słodkie i wesołe życie.
Złych przepowiedni nie było. Można się było dowiedzieć, jaka profesja została komu przeznaczona w dorosłym życiu. To może być wróżba samospełniająca się, jeśli dziecko uwierzy i wytrwa z dążeniu (na szczęście nikt nie wylosował, że zostanie politykiem).
Nastał czas kolorowych przestróg – kto wylosował kolor czerwony powinien ograniczyć spożycie słodyczy, pod groźną wizyty u dentysty. Zapanował spora konsternacja! Czarny nawoływał do porządku i dbanie o zabawki. Oj tam… Zielony – to ważne! Uważaj na przejściach przez ulicę. Inne kolory: niebieski – o pilnowaniu swoich rzeczy, biały, o piciu mleka czy żółty o dbaniu o zdrowie przypominały codzienne gderanie mam, więc wpadły jednym uszkiem, a wypadły drugim, zanim zdążyły dotrzeć do pamięci.
Chwila prawdy nastąpiła dopiero, gdy wróżka kazała pomyśleć o jednym jedynym, własny, najbardziej wymarzonym życzeniu. Zapadła cisz, bo dzieci musiały się mocno skupić. A potem było najgorsze -żeby się spełniło trzeba było trafić grosikiem do miski z wodą. A miska była taka mała, że aż strach. Ale dzieciaki mają dobre oko, więc udało się.
Czas spędzony na wróżbach i tańcach minął jak bicza trzasł. Fajnie było, ale się skończyło. Nie szkodzi. Panie zaproponują kolejną wspaniałą zabawę. Wkrótce wieczór bajek, mikołajki, ubieranie choinki… Będzie się działo!

