W rytm walczyka serce śpiewa…czyli Księżniczka Czardasza

Emmerich (Imre) Kalman to węgierski kompozytor, któremu choroba prawej ręki uniemożliwiła karierę wirtuoza fortepianu. Światową sławę i sukces przyniosła mu operetka „Księżniczka czardasza” napisana w czasie I wojny światowej, tuż po śmierci ukochanego brata, Beli. Tak cierpienie sprawiało, że starał się rozjaśnić uśmiechem ciężkie chwile sobie i innym.
Młodzieżowy Dom Kultury przyjął nazwę Jaworzniaków, młodych ludzi, którzy musieli zbudować budynek, ponieważ nie zgadzali się z ustrojem przymusem narzuconym społeczeństwu polskiemu. Operetka Kalmana jest pierwszą zawodową premierą, która miała miejsce w tym miejscu (być może w ogóle w Jaworznie) – znów smutek rozświetliła radość.
Na scenie, jak to w operetce pojawia się plejada operetkowych księżniczek, książąt, hrabiów i wszelkiego rodzaju lekkoduchów, czerpiących pełnymi garściami z życia. Uwielbiają jeść, pić, swawolić, a przede wszystkim tańczyć i śpiewać. Rzecz się dzieje w sali budapeszteńskiego variété „Orfeum”, gdzie goście czekają na występ Sylvii Varescu, gwiazdy czardasza. Artystka ma wkrótce wyjechać na tourneé do Stanów Zjednoczonych. Kocha się w niej młody książę Edwin Lippert-Weylersheim. Oczywistym niepodobieństwem jest, żeby ojciec (Marceli Pałczyński) książę Leopold Maria (dla przyjaciół Poldek) zgodził się na taki mezalians. Piętrzą się więc trudności. Książę Edwin postanawia artystkę poślubić mimo wszystko, zaręcza się nawet oficjalnie, podpisując oświadczenie notarialnie. Nie wie, o czym informuje diwę jej przyjaciel i opiekun, hrabia Boni, że ojciec oficjalnie zaręczył go z kuzynką Anastazją (Stasią). Na szczęście „Artystki, artystki z variété nie biorą miłości zbyt tragicznie” – więc zamiast ślubu Sylvia wy biera tournée po Ameryce. Jednak wraca na zaręczyny księcia Edwina ze Stasią – jako udawana żona Boniego. I znów wydaje się, że nastąpi szczęśliwe zakończenie. Jednak nie. Dopiero na deskach podupadającego Orfeum następuje finał. Stary książę dowiaduje się, że jego mał-żonka, która wcześniej rozstała się z dwoma utytułowanymi mężami, wcześniej także była artystką estradową. Uznaje zatem, że syn jest dziedzicznie obciążony (gena nie wydłubiesz) i następuje upragniony finał, który wieńczy aria „Bez miłości świat nic nie wart – kochaj mnie…”
Na scenie zobaczyć możemy między innymi: Jarosława Wewiórę, Beatę Witkowską – Glik, Magdalenę Czarnecką, Annę Jankowiak oraz Adama Żaaka. Udając się na przedstawienie w reżyserii Dariusza Taraszkiewicza usłyszymy wspaniałą orkiestrę teatru Arte Creatura, której dyryguje niezwykle energicznie Małgorzata Kaniowska.
Reżyser wprowadził do operetki z początków ubiegłego wieku epizody współczesne – Boni, który zawsze postępuje inaczej niż wszyscy: gdy inni płacą on zaciąga pożyczki – we frankach, książę Leopold Maria zabawnie naśladuje dźwięki telefony komórkowego, słychać na-wet aluzje do współczesnej sytuacji politycznej w Polsce.Widownia wspaniale odczytywała te uwspółcześnienia, bawiąc się wybornie.
Bo też zabawa była przednia, wykonanie znakomite, a kalmaniowskie melodie tak znane i dynamiczne, że trudno było nie wtórować oklaskami do taktu.
Chęci jaworznian dostrzegła sama Pani Dyrygent, która w pewnym momencie odwróciła się i zaczęła dyrygować… widownią.
Zatem – w pełni zasłużone owacje na stojąco.
Warto dodać, że największe zasługi przy realizacji widowiska miała Rodzina Wewiórów: Jarosław – wystąpił w roli Edwina, opracował scenografię, wraz z żoną Marią Czempka Wewióra wyprodukował spektakl, a mama – pani Dorota Wewióra przygotowała kostiumy. Na scenie pojawił się również syn, który znakomicie się bawił w czasie występów taty na schodach sali widowiskowej. EmiZa

nie znaleziono żadnych obrazków

Post Author: MDK