Doppelganger

Literatura to przede wszystkim zapisywanie obserwacji własnych spostrzeżeń, przesiąkniętych do głębi subiektywizmem. Niektórym udaje się subiektywizm tak zuniwersalizować, że zostaje przyjęty przez większość i wówczas utwór trafia na listę lektur, żeby się zestarzeć, zramoleć, stęchnąć i zobrzydzieć przymuszanym przez belfrów czytelnikom. Taki cassus nie grozi raczej Dominice Słowik. Bynajmniej nie z powodu braku talentu. Raczej czas, który podjęła się opisywać nie ma szans na stanie się kanonem, punktem wyjścia, oparciem do rozważań. To raczej, jak u Leca: Historia — zbiór faktów, które nie musiały zajść. Sięga więc do miejsca krytycznego – wręcz epickiego, w którym coś się kończy, by coś miało się zacząć. Przełomu ciągle dla Polaków i całego współczesnego świata niedocieczonego – końca epoki komunizmu i powstania, wciąż niepowstałego kapitalizmu na terenie byłego już bloku państw śmiesznie nazywanych Demokracją ludową.

„Znamy ów czas, gdy odczuwa się, jak wiotkie, jak niepełne są słowa wobec tego, co się rzeczywiście dzieje”(Zbigniew Jarosiński Postacie poezji). Stan, gdy trudno określić powstające novum, odrębne od wcześniejszego status quo, niczym przejście z dziecięctwa do pokwitania. Dominika szufladkuje ów stan, krystalizując do w pojęcie „Doppelganger […] słowo pochodzące z języka niemieckiego, oznaczające sobowtóra, cień, mitologicznego bliźniaka, rozdwojona jaźń. Dosłownie ‘podwójny wędrowiec’. Według wierzeń ludowych raz ujrzany już nigdy nie opuszcza danej osoby”…
Słowikówna (jaworznianka, rocznik 88) próbuje się zmierzyć ze swoim całkiem niedawnym dzieciństwem, które zbiegło się fatalnym zbiegiem okoliczności z dzieciństwem nowej epoki polityczno-gospodarczej. Dorastała więc w chaosie pączkującego kapitalizmu, zagubionego w mentalnej stagnacji socjalizmu. Jedynaczka z nauczycielskiego domu, więc o zamożności mogła co najwyżej marzyć, pochłonięta przez blokowisko, stworzyła podwójny świat. Pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Między górniczym miasteczkiem a bezkresną przestrzenią oceanów. Między dzieckiem a wyimaginowanym dziadkiem.
Bohaterkami powieści są dwie dziewczynki, które już dziewczynkami nie są. Lecz postacia dominującą jest dziadek, który dziadkiem żadnej z nich nie jest – marynarz i górnik. Bogacz, posiadający cały blok na własność i emeryt. Despota, całkowicie podporządkowany swojej żonie, która od czasu do czasu upomina go mokrą ścierą. Mistrz sportów walki, na którego nie było mocniejszego, przykuty do inwalidzkiego wózka.
Wymyślony dziadek jest bramą do lepszego świata – świata otwartego, rozpasanego, niekiedy niejasno wyuzdanego. Pływa po morzach i oceanach. W każdym porcie ma różnokolorowe kochanki, których olbrzymie piersi rozpływają się niczym ocean. Jest niczym Posejdon, w którym, jak w soczewce skupiła się dwistość natury każdej władzy, której autorytet opiera się na podwójnym działaniu siły i łaskawości, groźby i pochwały, nagrody i kary. Jego trójząb potrafi nie tylko wzburzyć fale, zatopić okręt, rozbić przybrzeżne skały, ale, jak cudowna magiczna laseczka, uwolnić okręt z mielizny, wydobyć spod ziemi lub litej skały źródlaną wodę. (Witold Dobrowolski Mity morskie antyku). Dziadek dokonuje niezrównanych czynów – a przecież nie może wyjść z własnego mieszkania, ograniczony inwalidztwem.
Również język utworu jest podwójny – prymitywny, stylizowany na serialową „kiepszczyznę”, z jej natręctwem wulgaryzmów, jednocześnie wzmacniany słownictwem z wyższej półki. Drażni chamstwem w ustach dzieci – dziewcząt, jednak wkrótce zostaje oswojony współczesną zwyczajnością. Tak się po prostu dzisiaj mówi. Takim językiem posługują się elity władzy przy wykwintnych obiadkach, na których kelnerzy serwują ośmiorniczki. Są więc niewinnymi powtórzeniami języka dorosłych, nieustannie rozprawiających o polityce: „poza tym dużo się rozmawiało o polityce, o tej rozmodlonej k… suchockiej, jebuzku i dupku wałęsie, o kwachu, krzakleskim i kuroniu, a w tle leciał przyciszony telewizor, piekny, wypukły jak damskie pośladki”.
„Czasem trzeba okres między przeszłością, a przyszłością przeżyć w jakimś zastępczym czasie gramatycznym” – stwierdził Stanisław Jerzy Lec, jakby słyszał Dominikę Słowik. Jeden z międzywojennych poetów postanowił tworzyć literaturę bez znaków interpunkcyjnych, prozatorka postanowiła zrezygnować z dużych liter. Tak przecież zapamiętała z filmowych czołówek, modnych w jej dzieciństwie. Wnika więc z małej litery w świat całkiem nieodległy, a już niemal mityczny z niesłychaną odwagą, tworząc świat inny, mistyczny, oniryczny, a przecież swojski nieodpowiedzialnością: no i? – rzucił wyczekująco w stronę konstruktora, który właśnie z mocą przekreślał całą stronę dopiero co napisanych obliczeń. – no więc… taaaaak… – zasępiony konstruktor spojrzał spode łba na kapitana i resztę marynarzy. – ekhm…
Nic dodać, nic ująć – ekhm…
Dominika Słowik Atlas:Doppelganger Wydawnictwo Znak Kraków 2015

(zdjęcie z FB Dominiki Słowik)

 DS2

Post Author: MDK