Dzieciak miauczały, mruczały wreszcie dostały, czego chciały. A chciały pobawić się w dzień kota. Zabawę starą jak świat, chociaż nie pod ta nazwą. W średniowieczu studenci przeżywali dość brutalne otrzęsiny – innym uczniom tego oszczędzano. Wówczas zabawa przypominała dzisiejszy chrzest morski – radości całe mnóstwo, ale dla… obserwatorów. Oczywiście panie Ela Brusik i Kasia Górecka nie zamierzały swoich milusińskich przedszkolaczków poddawać nieprzyjemnym doświadczeniom. Wręcz przeciwnie – to miała być zabawa, lecz… bynajmnie nie pusta krotochwila, ale z elementami edukacyjnymi. Zaprosiły więc panie Gabrielę i Martę, inspektorki jaworznickiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, by zachęciły dzieci do opieki nad zwierzątkami, których wiele przebywa z nimi w domach.
– W jakim celu zapraszamy do domów zwierzęta? – zapytała pani Marta.
– Dla szczęścia – padła zaskakująco przejmująca odpowiedź.
– A po co się nimi opiekujemy? – drążyła pani Gabrysia.
– Żeby było im dobrze i żeby nie umrały.
Dzieci naprawdę wiedzą, jak należy postępować. Potrafią znakomicie wspóistnieć z innymi – ludźmi i zwierzętami. (Szkoda, że z tego wyrastają…) Dowodem były bajeczki edukacyjne, które panie z TOZ-u pokazały. Dzieci, nawet te, które niezbyt uważnie śledziły przygody dzika Ryjka, potrafiły bez problemu odpowiadać na pytania – nie tylko dotyczące filmików, lecz również te bardziej ogólne, związane z przyrodą. Nagrodą za dobre odpowiedzi były prezenty, drobne, ale bardzo sympatyczne – naklejki, książeczki, plakaty. W zamian dzieci ofiarowały zwierzxętom karmę, a tej nigdy nie jest za wiele.
Panie Ela i Kasia nie poprzestały na części edukacyjnej. Dzieciaki – kociaki, pomalowane w atrakcyjne kocie wzorki, zostały postawione przed kolejnym wyzwaniem. Pij mleko! – namawiała kiedyś reklama. Panie dodały jeszcze utrudnienie – pij na czas i przez słomkę. Troje najszybszych zdobyło zaszczytny tytuł Kotka Łakomczuszka.
Łatwiej był złowić myszkę przez nawijanie sznurka na ołówek. Ale nerwy i rywalizacja wcale nie pomagały. Najtrudniejsza była bez wątpienia zabawa w Miauczącego kotka. Wcale nie chodziło o to, by miauczeć. Wręcz przeciwnie – należało cichutko zwinąć się w kłębek i czekać, aż jedno z dzieci odnajdzie miauczącego kotka. Ale jakże nie miauknąć sobie, chociaż po cichutku i zrobić na złość poszukiwaczowi?
Najfajniej było pośpiewać, potańczyć i poprzytulać się do pań, jak prawdziwy kotek. I kotki wcale nie przestały być kociaczkami, wcale nie dorosły – bo bynajmniej o to nie chodziło. Liczy się zabawa i koci świat. Więc z pewnością Dzień Kota zostanie powtórzony. Mrauuu.































