PAROLES, PAROLES – SŁOWA, SŁOWA

W sobotni wieczór 29 września był już chłodny, jesień… Salę widowiskową wypełniła szczelnie publiczność, na którą czekało wyjątkowo gorące widowisko zrealizowane przez teatr Oddzielny na podstawie powieści – dramatu Erica Emmanuela Schmitta Małe zbrodnie małżeńskie. Nic dziwnego – zbrodnie zawsze przyciągają widownię. Tym razem jednak trup nie padał gęsto jak w serialach kryminalnych, za to było wiele słów, co podkreślała, stosowana jako przerywnik, piosenka francuskiej piosenkarki Dalidy z udziałem zmarłego w sierpniu francuskiego aktora Alaina Delona Paroles, paroles… Piosenka opisuje rozmowę mężczyzny oferującego kobiecie karmelki i deszcz komplementów, które dla niej nic dla niej nie znaczą, ponieważ są to tylko paroles – czyli puste słowa. Niby w Weselu Wyspiańskiego: Poeta: Bawię panią galanterią przez pół drwiąco, przez pół serio; Maryna: Słucham, co to za wymowa! Poeta: Słowa, słowa, słowa, słowa…

Słów wylewa się ze sceny naprawdę wiele – jest to w istocie kłótnia małżeńska rozpisana przez twórczynię spektaklu, Annę Korczyk, na sześć par.

Kolejno: Mariola Stawarska i Krzysztof Ryś, Aleksandra Jelonek i Mariusz Kalita, Joanna Wosik i Stefan Warzyński, Anna Wawrzyńczak i Rafał Jedlecki, Iwona Dziwosz i Kamil Gałuszka oraz Ewa Kowalcze i Grzegorz Stano wcielają się w piętnastoletnie (stażem) małżeństwo Lizy i Gillesa. Każda z par prezentuje inny sposób realizacji dochodzenia do prawdy o małżeńskim konflikcie. Jedni mniej, inni bardziej dynamicznie. Zgodnie z koncepcją Reżyserki zanurzają się przy tym w różnych przedziałach czasowych, co sugerują stroje z lat od pięćdziesiątych do dziewięćdziesiątych.

Zapewne chodzi o podkreślenie ponadczasowości małżeńskich konfliktów – wg SchmittaKiedy widzicie kobietę i mężczyznę w urzędzie stanu cywilnego, zastanówcie się, który z nich stanie się mordercą”. Zatem małżeństwo jako walka na śmierć? „Może po prostu wszystko ma swój koniec. Związek dwojga ludzi to jest.. coś organicznego, może jest zaprogramowany jak żywa istota?”  Sformułowania niewątpliwie trafne, choć niezbyt odkrywcze, jak frazes „mężczyzna bierze sobie kochankę, żeby pozostać z żoną, kobieta natomiast bierze kochanka, by opuścić męża”.

Dwie godziny wsłuchiwanie się w takie mądrości może zaburzyć wręcz proces trawienia, na szczęście zamiana aktorów pozwala na przejście tego procesu edukacji małżeńskiej bez większych uszczerbków na zdrowiu, tym bardziej, że raz za razem rozlega się z widowni śmiech.

Zatem… warto było.

Na scenie pani Anna wyjaśniła swoją inwencję inscenizatorską (sama zaprojektowała scenografię) i symbolikę dwojga manekinów w weselnych strojach (bez głowy) oraz waliz z różnych lat, w różnym stopniu rozkładu. Niektóre nadawały się wręcz do muzeum (jeśli nie na śmietnik). Łączył się płynnie z oryginalnym zamysłem reżyserskim, który metaforycznie miały oddawać stan permanentnego małżeńskiego rozkładu, nieustannego życia w oczekiwaniu na na kryzys, na rozpad, na koniec związku.

Ten zamysł publika podłapała bez problemu i na potwierdzenie podziękowała gorącymi brawami. Pozostało jeszcze zapytać panią reżyser, jak to się stało, że po latach tworzenia spektakli totalnych – w których była autorką, scenarzystką, inspicjentką, reżyserką, a często również scenografką, tym razem sięgnęła do tekstu obcego autora. Odpowiedź była zaskakująca – jestem głupsza od Schmitta.

Pozwolę się jednak z tą niezwykle pokorną tezą nie zgodzić. Tym razem nadążałem za koncepcją autora bez kłopotu. Momentami nawet miałem wrażenie, że wszystko jest zbyt jasne, banalnie proste i oczywiste. Natomiast oglądając spektakle autorskie pani Anny niejeden raz wychodziłem w stanie niemal stuporu, mózg nie był w stanie ogarnąć złożonych metafor, logika nie potrafiła się uporać z finezją myśli Autorki, po prostu nie nadążałem za Jej błyskotliwymi sformułowaniami. Więc – absolutnie. To tylko nadmiar skromności pani Anny Korczyk.

Następny spektakl Małych zbrodni już 5 października!

Teatr / przez

Post Author: MDK