Adam Nowak precyzyjnie podał datę powstania zespołu RAZ, DWA, TRZY – 31 lutego 1990 r. Baron von Münchhausen dodałby zapewne, że nagrodę za całokształt działalności odebrali 32 maja, tego samego roku z rąk Jana Kantego Pawluśkiewicza, który z własnej kieszeni wyasygnował niebotyczną kwotę 25 $. Wystarczyło na całą noc wylewnych podziękować uszczęśliwionego zespołu.
Podkreślił, że – nie jest prostą sprawą utrzymać grupę mężczyzn razem przez tak długi czas – i nikt z wypełnionej po brzegi sali widowiskowej nie zaprzeczył – lecz niestety nie wyjaśnił, jak się ten fenomen udało uzyskać. Niejednemu, szczególnie młodemu małżeństwu, taka rada mogłaby się bardzo przydać.
– Ważne, iż zespół Raz, dwa, trzy nie stał się meteorem, że gra od trzydziestu pięciu lat bez wspomagania się dodatkowymi bodźcami. Będziemy wykonywać piosenki – wyjaśnił – nie będziemy wykonywali żadnych innych czynności, nie oceniamy bynajmniej innych, którzy puszczają na scenę, konie, tancerki i sztuczne ognie. Taki jest wymóg, być może ,przedsięwzięcia popkulturowego, lecz my powstaliśmy w kontrze do popkultury tamtego okresu i tak nam zostało. I zakończył bon motem kończącym każdą swoją opowieść: dziękuję za wypowiedź, nie precyzując, komu dziękuje.
I zabrzmiały obiecane piosenki – wykonywane przez twórców zespołu Adama Nowaka (wokal, gitara), Jacka Olejarz (perkusja), Grzegorza Szwałka (akordeon, klarnet, keyboard) oraz muzyków, którzy do zespołu trafili później: Jarosława Trelińskiego (gitara), Mirosław Kowalika (kontrabas, gitara basowa) oraz Tadeusza Kulasa (trąbka).
Śpiewane oczywiście przez lidera zespołu, przy tym autora większości tekstów, czasem wspomaganego przez Kowalika w roli chórku.
Pojawił się także w dwóch piosenkach tajemniczy Lechosław (Zdrójkowski?) – wyborny perkusista, a przy tym akustyk, czuwający nad nagłośnieniem zespołu wraz z naszym fachowcem Robertem. Nie mogło więc być żadnej wpadki – a taka zdarzyła się niedawno na koncercie Eleni, gdy zespół postawił na własne umiejętności. Wówczas Robert uratował imprezę.
Po dwóch piosenkach Nowak wprowadził publiczność w głębię nadziei artystów, którym marzy się, że – za pomocą pieśni uczynią świat lepszym, lub przynajmniej sprawić, by żyło się ludziom bardziej znośnie. Oczywiście jest to idea utopijna, nic nie zmieni, jednak towarzyszy ludziom, którzy chcą się zmieniać na lepsze lub gorsze. Piosenki zatem powstają, niosą w sobie pewną wartość, kropla drąży skałę, może więc okaże się, że coś z tego zostało. Dziękuję za wypowiedź – spointował bard i zaśpiewał.
Kolejne wspomnienia przypomniały, że zespół odszedł w pewnym czasie od autorskich, filozoficzny i głębokich pieśni autorstwa A. Nowaka, bowiem zaproponowało mu (zespołowi pod wodzą gitarzysty-wokalisty-tekściarza) uświetnienie rocznicy śmierci bardziej popularnej, choć nie tak głębokiej poetki – Agnieszki Osieckiej. Bez wielkiego aplauzu, zgodzili się i tak powstały znane i lubiane szlagiery wykonane w zupełnie innej, na raz, dwa, trzy – aranżacji. I zabrzmiały przeboje. Publiczność ochoczo się kiwała w fotelach, lecz nie podjęła głosowo próby dodania swojej interpretacji. Dziękuję za wypowiedź.
Inną inspiracją były utwory Wojciecha Młynarskiego. Tym razem Mistrz sam pofatygował się do garderoby znakomitych wykonawców piosenek poetyckich i poprosił: Może byście zaśpiewali i moje?
Zgodzili się. Tym razem zabrzmiał hit nad hitami – Jesteśmy na wczasach. W rolę kontrabasisty wcieli się Mirosław Kowalik i swoją interpretacją: Kocham panią, pani Krysiu! Pogrążył widownię w euforii wyrażonej ognistymi brawami.
Dziękuję za wypowiedź.