Ostatni dzień konkursu upłynął, niespodzianka – w rozkołysanej, pełnej modlitewnej żarliwości atmosferze kolęd i pastorałek. Na ostatniej prostej zmagań festiwalowych dzieci i młodzież lśniła strojami, pełnymi napięcia i energii postawami, Jurorzy także, a jakże cieszyli się – że to ostatni dzień.
Na scenie pojawił się instrument, którego nazwę, choć wielce zasłużoną, nawet można by powiedzieć – czcigodną, niewielu uczestników, nawet nieco starszych, potrafiłoby odgadnąć, zatem postanowiłem zapytać.
Magdalena Krzywda-Krzysteczko – Jestem instruktorem zajęć wokalnych w Młodzieżowym Domu Kultury w Katowicach. Co to za instrument? Dzisiaj moim dwóm zespołom towarzyszyłam na lirze korbowej, ponieważ zdecydowałam się zaprezentować w czasie konkursowych zmagań repertuar dość szeroki od muzyki dawnej, poprzez troszkę ludową, aż do takiej współczesnej, lekko jazzującej.I właśnie przy tych utworach ludowych aż się prosiło, żeby nie akompaniować zespołom na pianinie, na fortepianie, tylko właśnie na jakimś instrumencie ludowym. Ja wprawdzie nigdy nie grałam na lirze korbowej, mam ją od tygodnia.
MłoDeK – Lśni jak nowo, więc chyba nówka.
MKK – Nowa nie jest, już po przejściach. Wykonana takim, można powiedzieć, bardzo chałupniczym sposobem, więc jest bardzo prosta. Nawiązuje do dawnych lir, bowiem dzisiaj ten instrument wraca do łask. Jest wykorzystywany muzyce nawet bardzo współczesnej, niekoniecznie rozrywkowej, ale takiej mocnej muzyce te liry się pojawiają. Moja jest bardzo prosta, więc trudno się ją stroi.
MŁ – Proszę zatem przybliżyć repertuar, z jakim przyjechaliście.
MKK – Repertuar mieliśmy bardzo szeroki, ze względu na moje zainteresowania i moje wykształcenie, bo jestem absolwentką Akademii Muzycznej w Katowicach na teorii muzyki i na wokalistyce jazzowej. Oczywiście nie zdecydowałabym się na niektóre utwory, gdyby nie też takie predyspozycje moich zespołów i chęć do różnych eksperymentów. Oni się fantastyczni, zawsze zgadzają na moje propozycje, a kolędy są świetnym materiałem, żeby pokazać się z różnej strony.
Dzisiaj, każdy z trzech zespołów, zaśpiewał coś z kancjonałów staniąteckich na dwa głosy i na cztery. To jest klasztor Benedyktynek w Staniątkach. Oczywiści lekko jazzujące rytmy i harmonia też musiała się pojawić.
MŁ – Dlaczego do Jaworzna, a nie do Będzina od razu? Przecież Będzin bliżej.
MKK – No może i Będzin bliżej, ale ja moją przygodę z uczeniem śpiewu w Domu Kultury odnowiłam można powiedzieć po wielu latach w zeszłym roku. No i koleżanka poleciła mi ten właśnie festiwal. Przyjechałyśmy tu w zeszłym roku do Państwa do Jaworzna i było niesamowicie. Fantastyczna atmosfera, cudowna Pani organizator z takim wielkim sercem. Musiało się to zatem wpisać w nasz kalendarz również w tym roku. Dziękuję bardzo.
MŁ – Dziękuję również i życzę co najmniej pierwszego miejsca.

