DZIEŃ CZWARTY
Cały dzień pętałem się bez sensu, na terenie campusu; chłodno było, ale nie padało, co doceniam teraz gdy leje, leje, leje! i chyba nie przestanie.
Od 14.oo były przygotowania do wizyty ambasadora RP, który przybył … o 17,3o, został przywitany, oprowadzony, powiedział kilkanaście zdań, odpowiedział na kilka pytań i udał się razem z kadrą do centrum Barcelos na kolację.
Piliśmy jakiś aperitf i wino (zielone i czerwone), w ramach przystawek podano najróżniejsze potrawki z ryb, krewetek, małż, drobiu itp czego nie rozpoznawałem, ale już wiem, że ośmiornice mi nie smakują, gdyż zbyt są gumiaste, kałamarnice niezłe, ale najsmaczniejsze dla mnie były kasztany.
Danie główne to coś, czego nie próbowałem oraz -chyba- golonko w pysznym sosie podane w „wazie” z chleba (pyszne nad wyraz) oraz ryby zapiekane w wodorostach ( niezłe, ale bez przesady).
Deser to ciastka, kremy oraz lody. Wszystko w mikroskopijnych ilościach ;(
No i malutka, ale za to smaczna i mocna kawa, espresso.
Po powrocie do bazy, bardzo późno, nastąpiła integracja z innymi nauczycielami ( Paweł z Mrągowa -ex neokatechumenat oraz czterech wesołych pedagogów różnej specjalności z Ostrołęki). Ci ostatni potraktowali to jako próbę pożegnania, gdyz jutro wracają do domu po dwutygodniowym pobycie. Dzisiaj dokończymy pożegnanie, o ile przestanie padać 🙂
Plan na dziś:
wariant A – Barcelos ze zwiedzaniem muzeum czekolady
wariant B – wyjazd do Bragi, w celu odwiedzenia wielkiego centrum handlowego (jadą panowie z Ost. , i mogę się zabrać z nimi).
Jutro o 6.oo wjeżdżamy do Lizbony i Fatimy, zaś w niedzielę do Porto.
Zdjęć nie było wczoraj fajnych, więc nie zamieszczam

