Zawsze warto się pośmiać. Stąd taka chęć na wszelkiego autoramentu widowiska, komedie, kabarety, stand-upy czy kawały opowiadane lepiej czy gorzej. Spektakle komediowe oglądali już starożytni Grecy i bynajmniej nie były one, jak tragedie, napuszone i poświęcone bogom. Przeciwnie – dotykały bolączek dotykających ludzi w każdym czasie i każdym wieku, a nic tak nie pomaga, jak obśmianie ich bez litości, tym zajmuje się komedia obyczajowa. Pojawiła się także komedia satyryczna i polityczna, w których komizm uzyskuje się poprzez ośmieszenie aktualnych zjawisk społecznych i politycznych.
Rubinowe gody, napisane przez Krzysztofa Kędziorę, politologa, dziennikarza i menadżera kultury łączy oba gatunki. Oto poznajemy mocno dorosłą parę, której córka wykupiła weekend w ekskluzywnym hotelu w prezencie z okazji rubinowych godów, czyli ich czterdziestolecia. Nie bardzo potrafią odnaleźć się w nowoczesności, lecz na szczęście pod ręką jest ciągle, wręcz nachalnie, Dany – kelner, boy, portier służy pomocą chcą czy nie chcą. Gotów jest nawet się poświęcić i wziąć udział w orgietce z politykiem.
Teraz mamy do czynienia z innym gatunkiem komediowym – komedią polityczną. Okazuje się, że pod łóżkiem ukrywa się półgoły Ktoś. Poseł obozu rządzącego, który postanowił spędzić romantyczny wieczór w towarzystwie pani z opozycyjnej partii, którą zazdrosny mąż postanowił odebrać z hotelu.
Starsi państwo – Grażyna (Dorota Nowakowska) i Marian ( Andrzej Zaborski-Beya najpierw wytykają posłowi jego nieuczciwość, niestosowanie się do głoszonych poglądów politycznych, lecz po jego słowach, że polityka to nie religia, postanawiają skorzystać z powszechnego wśród polityków nepotyzmu. Zmuszają przyszłego ministra do zatrudnienia na stanowisku dyrektora gabinetu Mariana, na innych jego córkę i zięcia.
Intryga niezbyt finezyjna, atrakcyjność perypetii nie zaskakuje widza, natomiast gra aktorska zachwyca profesjonalnością i stosunkiem do widza.
Nic w tym dziwnego – wystąpili znakomici aktorzy. W rolę Grażyny, pani która za nic nie chce przekroczyć sześćdziesiątki i nie ma nic przeciw erotycznym innowacjom, wcieliła się Dorota Nowakowska, która zachwycała w Ranczu jako Celina Hadziukowa, sprytna bizneswoman. Urzeka swoją gracją i temperamentem.
Partneruje jej aktor teatralny, filmowy i telewizyjny; także reżyser teatralny, Andrzej Zaboski, rewelacyjny komendant we wszystkich trzech częściach U Pana Boga za piecem, za miedzą, w ogródku, dobroduszny ksiądz w Weselu czy w Drogówce. Jest także podporą Białostockiego Teatru Lalek, w którym występuje, reżyseruje i naucza.
W rolę Ktosia wcielił się Paweł Ferens, aktor telewizyjny, teatralny i filmowy znany m.in. z seriali M jak miłość, Na dobre i na złe, Barwy szczęścia, Na sygnale i innych. Miał trudny orzech do zgryzienia. Nie tylko większość czasu na widowni spędził w kolorowych skarpetkach i jeszcze bardziej kolorowych spodenkach kąpielowych, to jeszcze grał paskudnego, kłamliwego polityka. Bo co to znaczy, że polityka nie ma nic wspólnego z religią, jeśli polityka nie wolno zaprosić do szkoły, w zamian, można na niego agitować w kościele, a pewien dyrektor w koloratce zgarnia od państwa ponad 300 mln. zł rocznie – więcej niż niejedna gmina? Jednak Ferens nie tylko nie został obrzucony zgniłymi pomidorami (może zbyt drogie?), ale zebrał gromkie brawa.
Najmłodszym z aktorów jest Sławomir Doliniec, ale i on może się pochwalić całkiem sporym dossier, wystąpił m.in. w filmach Och, Karol 2, 303. Bitwa o Anglię, Miłość, Ukryta gra.
Gdy na brawach pan Zaborski zapytał widowni – Podobało się? I widać było, że szczerze zależy jemu i pozostałym aktorom na uznaniu jaworznickiej widowni, odpowiedź mogła być tylko jedna – gorący aplauz na stojąco. Bynajmniej nie zakończył uśmiechem zadowolenia – złożył z serca płynące życzenia świąteczne i pokłonił się (a już ma kłopoty z kręgosłupem i nogami) wraz z całą trupą teatralną do samej ziemi.
Stara szkoła aktorska (był uczniem niezapomnianego Tadeusza Łomnickiego) – zobowiązuje. Brawo!