…czyli jak zobaczyć golców na żywo.
Golców oczywiście z małej litery, bo nie o zespół muzyczny chodzi, tylko o goliznę, a obejrzeć można ją było w niedzielę 20 października w Młodzieżowym Domu Kultury w spektaklu Teatru Gudejko w opracowaniu artystycznym Tomasza Sapryka. Bohaterowie spektaklu śmiało mogą być potraktowani jako sympatyczne i swojskie twarze polskiego kultu zaradności i śmiałych poszukiwań zarobku w dobie kryzysu. Pierwowzorem była komedia autorstwa Stephena Sinclaire’a i Anthony’ego McCartena z 1987, której prapremiera odbyła się w Mercury Theatre w Auckland w Nowej Zelandii. W 2001 roku zdobyła nagrodę Moliera za najlepszą komedię na scenach, a na podstawie sztuki w Wielkiej Brytanii w 1997 zrealizowano film “The Full Monty” – wszystko, iść na całość. Był on jednym z największych hitów kasowych i zdobył trzy nominacje do Oskarów, 12 innych nagród i 25 nominacji. Wniosek socjologiczny z tego taki, że kapitalizm ma taką samą twarz na całym świecie, a “Full Monty” wzbudza zainteresowanie, pomimo, że (upraszczając) to spektakl o ludziach, którzy w krytycznej sytuacji ekonomicznej rozbierają się dla pieniędzy. Ale “goło i wesoło” brzmi lepiej niż “goły jak święty turecki”, czy “biedny jak mysz kościelna” lub jeszcze gorzej “goły jak pasternak”, bo to już bardzo biedny. W istocie niosący smutną treść tytuł spektaklu jest wyjściem do śmiesznej historii. Czy “Napaleni Nosorożcy” lub inaczej “Napalone Nosorożce” znaleźli wyjście ze swojej sytuacji? Raczej jej obejście.
Pierwsza połowa to zmagania grupy mężczyzn z pokonywaniem strefy komfortu. To nie tylko przekraczanie barier związanych ze wstydem wywołanym golizną ale poznawanie tła i przekonań, które powstrzymują ich przed otwarciem się na artystyczną ekspresję. Jeden hamowany jest religijnymi przekonaniami, drugi obawia się społecznej oceny, inny ma trudności w relacjach z kobietami po rozstaniu z żoną. Golizna to dla nich szansa na otwarcie się i poznanie lepiej siebie samych.
Publiczność bawi komizm ich nieporadności i niedopasowania do oczekiwań sceny. Śmieszne stroje, znajome podkłady muzyczne są ich wyobrażeniem o tym, jak wygląda striptiz. Wyobrażenie to jednak zostanie brutalnie skonfrontowane z inną wizją – wizją kobiecą. Pani choreograf będzie zarządzać ich potencjałem, a jak bardzo ich wizje okażą się rozbieżne dowie się tylko ten, kto spektakl zobaczy.
Część druga to już wybuch kolorów, kostiumów, muzyki, choreografii. To część przeznaczona na rozrywkę w czystej postaci. Rubaszne dowcipy, interakcje z publicznością, konferansjerka w kolorze tęczy – to mocne strony scenicznego wyrazu.
Najlepszą reklamą będą uśmiechy widzów po zakończonym przedstawieniu, bo to czas mile spędzony w atmosferze ciętego żartu i humoru, który trafia do wszystkich. Śmiech to zdrowie, zatem trzeba korzystać.
Natalia Władyka
zdjęcia Damian Pstraś