W OCZEKIWANIU NA NADZIEJĘ

Kanada pachnie dla wielu Polaków żywicą, wielkimi połaciami ziemi otoczonej aż trzema oceanami, drugim pod względem wielkości państwem, na którego terytorium mieszka prawie tyle osób, co w… Polsce. Ma swoją Noblistkę – Alice Munro i znacznie bardziej znaną Margaret Atwood, bo wg jej powieści powstał niezwykle popularny serial Opowieść podręcznej. Jest również David S. Craig (nie mylić Danielem Craigiem, odtwórcą Bonda), wielokrotnie nagradzany i uznany na całym świecie dramaturg i artysta teatralny, który napisał ponad 30 sztuk, w tym hitowy Neverending Story. Kanada to kraj, w którym bardzo społeczeństwo bardzo mocno przywiązane jest do swoich praw, zapisanych w Kanadyjską Karcie Praw i Swobód, gwarantującej Kanadyjczykom podstawowe prawa i wolności, których w zasadzie nie może ich pozbawić żaden rodzaj władz Kanady.
Właśnie prawo do samodzielnego podejmowania decyzji jest tematem spektaklu “Nadzieja”, temat niezbyt komiczny.
Publiczność, która pojawiała się w sali widowiskowej MDK miała więc niejaki kłopot z utożsamieniem się z bohaterami spektaklu. Dwoje młodych oczekuje dziecka. Rzecz się dzieje na farmie dziadka, więc ciągle słychać muczenie krów. Caroline postanawia urodzić tu właśnie, z dala od dostępu do nowoczesnej medycyny. Nie w szpitalu, gdzie będzie zabezpieczona pod każdym względem, gdzie nic nie zagrodzi jej ani jej dziecku. Co więcej, jest to protest przeciw rodzicom – ojciec jest znakomitym ginekologiem, dyrektorem szpitala, matka działaczką na rzecz dostępu kobiet do pełnej opieki położniczej. Po co? Dlaczego? – zastanawiają się polscy widzowie, szczególnie panie, które doskonale pamiętają o nieustannie toczonej walce polskich kobiet choćby o możliwość korzystania ze znieczulenia.
Konflikt z rodzicami jest nieunikniony, bowiem mają przybyć w odwiedziny właśnie teraz, gdy poród tuż, tuż.
Pojawiają się i na wszelkie sposoby przekonują, nęcą, kłócą się – wszystko na nic.
Dziadek (znakomity Grzegorz Wons, znany z całego mnóstwa ról – od Kabareciku Olgi Lipińskiej, po Ranczo) jest za wnuczką. Wcale nie z jakiś powodów tradycyjnych, że farmer, że stary, że tradycjonalista. Nie. Po prostu uważa, że ma prawo do własnych decyzji. Sam jest uparty, taki sam jest jego syn – ojciec Caroline, a wnuczka niedaleko spadła od przysłowiowej jabłoni.
Zaczyna się więc nakładanie się perypetii – najpierw ukrywanie nadchodzącego porodu, potem decyzja, żeby przed porodem wziąć ślub. I to jaki. Polskiej widowni włos się zjeżył pod sam sufit – młodzi dają sobie ślub samodzielnie, w sypialni, bez księdza, urzędnika USC, bez świadków, nawet bez udziału rodziców i dziadka, którzy są w kuchni obok. I nikt z rodziny nie protestuje! Mamie jest żal, bo chciałaby w kościele, z piękną suknią ślubną, całym gronem gości, ale jeśli młodzi zaślubili się według ich pomysłu, jest, jak jest.
I to jest piękne i wręcz dla nas odkrywcze. Można? Można. Bez ceremonii, bez urzędów, bez nakazów – chcemy, więc mamy. Mamy wolność. Mamy też miłość – nie tylko tę ślubną, ale rodzinną, bezwarunkową. Możemy się kłócić, możemy się przekonywać, możemy się dziwić, ale kochamy cię, więc uznajemy twoją wolę. I tak właśnie narodziła się córeczka – Nadzieja.
Jest to spektakl, który, moim zdaniem, powinien obejrzeć każdy wielbiciel ciepłych komedii, komedia z morałem nieprzemijającym, uniwersalnym.
Doskonale zagranym, na stonowanych emocjach, które może dlatego znacznie głębiej docierały do serc widowni. Emma Gieżgno potrafiła wyposażyć postać młodej buntowniczki w całe spektrum barw – od kapryśnej, bo przecież ciężarnej kobiety, która dyryguje nieco despotycznie swoim mężem (tak uwielbia krowy, że w chwili uniesienia deklaruje, że ją kocha jak swoje stado), przez zbuntowaną córkę, po dziecko kochające szczerze rodziców, które po prostu chce zostać uznane za dorosłą osobę, mającą własne prawa.
Warto podkreślić również rewelacyjną scenografię Marka Idzikowskiego – widownia wręcz zdębiała, gdy nagle z dwóch pomieszczeń – kuchnio – salonu i sypialni wyłoniła się nagle za sprawą tylko i wyłącznie światła – wiejska przyzba. Miejsce przed chatą, na której zasiadł Dziadek, żeby – jak podejrzewał Syn, miał zamiar umrzeć, by nie być ciężarem dla młodych. Zamiast umierania – obaj panowie się dogadali i wrócili w najlepszej zgodzie zresztą kochającej się rodziny.
Aby nie było tak idealnie – nie zawsze można było zrozumieć kwestie aktorów. Szczegónie Dziadek, gdy mówił „starczym” głosem kiepsko słyszalny. Cóż, wiek ma swoje wady.
Obsada: Emma Giegżno, Paulina Holtz, Hanna Turnau, Paweł Deląg, Piotr Janusz, Grzegorz Wons.  Producent: Anna Mucha Reżyseria: Jakub Wons

Post Author: MDK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.