Tym razem (wtorek 25 listopada) salę widowiskowa MDK zapełnili zdecydowanie pełnoletni koneserzy muzyki. Pomysłodawcą, organizatorem, konferansjerem i śpiewakiem był znany, ceniony i lubiany jaworznicki baryton Jan Wolański, b. dyrektor Filharmonii Łódzkiej, śpiewak, którego na scenie gościła Warszawska Opera Kameralna, Teatr Wielki, Opera Śląska czy Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny. Wystąpił także z sukcesem w The Voice Senior.
– Jesteśmy pełnoletni – zażartował – bo mamy pełno lat. Brawa, które uwielbia, jak każdy artysta resztą, zabrzmiały umiarkowanie, można powiedzieć – z szacunkiem dla gospodarza koncertu i samych siebie, równie godnych.
Popłynęły jednak pieśni wykonywane solo i w duecie. Te zostały przyjęte ze znacznie większym entuzjazmem – pełnoletniość oznacza również doświadczenie i umiejętność oceny, nawet krytycznej. W przypadku koneserów muzyki, to także znakomite wyczucie emocji, jaki muzyka niesie w sobie.
Doświadczeni melomani słuchający sopranistki i barytona nie ograniczają się do powierzchownego zachwytu nad barwą głosu. Odbierają subtelności – sposób prowadzenia frazy, oddech, wewnętrzną dynamikę, intencję interpretacyjną, zdolność do wydobycia mozartowskiej lekkości przy jednoczesnym zachowaniu precyzyjnej konstrukcji. Sopranistka – Joanna Wolańska, z jej świetlistą projekcją i zdolnością do realizowania koloraturowych ozdobników z wdziękiem oraz baryton – Jan Wolański – niosący w głosie szlachetny ciężar i ciepło, tworzą duet, który dla koneserów staje się polem do uważnego smakowania kontrastów.
Dało się odczuć równie szlachetną rywalizację między mistrzem, a dodatku tatą, a już nie uczennicą, bowiem absolwentką Wydziału Wokalno-Instrumentalnego Akademii Muzycznej, laureatką I nagrody na I Międzynarodowym Konkursie Ansamblowym – Stonavska Barborka 2008 w Czechach, która zadebiutowała na scenie Opery Śląskiej w Bytomiu w 2009 r. w przedstawieniu „Carmina Burana”.
Zdaniem doświadczonych melomanów – koneserów wartość takiego wykonania tkwi w spotkaniu doskonałości z wrażliwością: w chwilach, gdy technika staje się przezroczysta, a interpretacja otwiera przestrzeń metafizycznego przeżycia. Arie z Czarodziejskiego fletu, wykonane z pełnym zrozumieniem i ekspresją, pozwalają im doświadczyć tego, co w muzyce najcenniejsze – piękna, które nie przemija i które wciąż na nowo wzrusza, inspiruje i zachwyca. I tu delikatną przewagę uzyskała córka. Ojciec pewnie ucieszył się, bo przecież to i jego zasługa.
Może także zasługa Mamy, pani Alicji Słowakiewicz-Wolańskiej, solistki Opery Warszawskiej i profesor Akademii Muzycznej w Katowicach, w której w klasie Wokalno-Instrumentalnej zdobyła tytuł naukowy. Alicja Słowakiewicz- Wolańska ma na swoim koncie wiele sukcesów osiągniętych w konkursach międzynarodowych. Występowała we wszystkich filharmoniach w Polsce i
w wielu prawie na całym świecie, ponieważ jako sopran liryczny dysponuje bogatym repertuarem kantatowo-oratoryjnym.
Taka rodzinka to grunt! Trudno podobną znaleźć ze świecą, więc świeciła talentami, choć pani Alicja na scenie nie zdecydowała się wystąpić (może mniej łasa na brawa?), lecz a trakcie neapolitańskiej pieśni Giovanniego Capurra i Eduardo di Capuy „O sole mio”, która posiada linię melodyczną pełną szerokiego oddechu i włoskiej śpiewności (cantabilità) – nie wytrzymała. Łagodnie wznoszące się frazy dają poczucie naturalności, a zarazem wzniosłości. Zareagowała na nią instynktownie – i dołączyła się do śpiewu gościa specjalnego, Grzegorza Biernacki na dzień pracującego w Operze Śląskiej w Bytomiu, tenora lirico-spinto o ciepłym, świetlistym brzmieniu, który zaprezentował płynność legata, ekspresję w kulminacjach i romantyczny żar
Słuchacze poczują wówczas bezpośredni kontakt z emocją – jakby głos opowiadał bardziej sercem niż słowami…
Tenor powtórzył pieśń jeszcze raz, na bis, przekonany przez panią Joannę, że warto jej szczególnie posłuchać, bo słuchacze odbierają ją jako pieśń, która rozświetla – jak słońce, o którym opowiada, a którego w szarym i smutnym listopadzie tak bardzo nam brakuje.
Pan Jan zgodził się, bo gdzie miłość i zgoda… , jak można było wyczytać kiedyś na makatkach wiszących w kuchniach rumianych gospoś, i wykonał double bis (ter). Wiedział, że jeśli nie zaśpiewa to meksykańskiej piosenki Consueli Vesasquez „Bésame mucho”, której tytuł oznacza „całuj mnie mocno” publiczność wyjdzie z z koncertu nieukontentowana, mimo elementów liryczno – humorystycznych, które ze swadą prezentował z tomiku swojego przyjaciela poety, który można było nabyć po koncercie.
MłoDeK – Jak się wytrzymuje w takiej rodzinie muzycznej? – pytam z zaciekawieniem panią Joannę?
Joanna Wolańska – Bardzo ciężko, trzeba być zahartowanym psychicznie, ewentualnie chodzić na sesje psychologiczne, żeby potem wyrównywać to wszystko, bo jest to takie wariatkowo.
MłoDeK– Zapytam przewrotnie – kto lepszy, tata czy mama? By nie spytać tradycyjnie „kogo bardziej kochasz”?
Joanna Wolańska – Ależ pytanie! Czuję bardziej związana z mamą, zdecydowanie. Oboje mają bardzo mocne charaktery jedno i drugie, jednak łatwiej mi przekonać jednak mamę.
MłoDeK- Do czego?
Joanna Wolańska – Do jakichś tam swoich pomysłów czy preferencji. Z mamą jesteśmy bardziej podobne jednak energetycznie w takich różnych tam dzielonych wspólnie rzeczach. Tatko? Nie chcę powiedzieć, że jak mężczyźni, ale nie ma takiej wyobraźni kobiecej.
MłoDeK– Wróćmy zatem do muzyki.
Joanna Wolańska – Kocham włoskie piosenki, kocham włoski repertuar. Niekoniecznie z dzisiejszych czasów, aczkolwiek też mam w swoim repertuarze na przykład piosenki Il Volo. Kocham piosenki włoskie bardzo. Piosenki, w ogóle muzykę filmową. A także muzykę musicalową i klasyczny jazz. Też uwielbiam.
MłoDeK– Dziękuje serdecznie. Zatem do następnego spotkania na jaworznickiej scenie.
Joanna Wolańska – Do usłyszenia.

