Zapachniało koniczyną…

Od wielu lat nieoceniony pan Tadeusz Boratyński stara się zaspokoić ciągoty jaworznian do muzyki folkowej. A ma naprawdę bardzo rozległe zainteresowania i znajomości – z równą łatwością zaprasza zespoły szantowe (to jego największa miłość) jak i związane z różnymi regionami świata – od Irlandii po łemkowszyznę. On właśnie był współorganizatorem jedynego Dnia Łemków w Jaworznie.
A jaworznianie pragną kontaktu z muzyką, której zasadniczym rysem są emocje, rozgrzewające rytmy, które sprawiają, że ręce składają się do oklasków, nogi same podskakują, a tętno przyspiesza, jak na pierwszej randce. Dowodem jest choćby koncert zespołu Carrantuohill, na który zabrakło miejsc, trzeba było dostawić dodatkowe fotele. A nie jest bynajmniej to zespół nieznany jaworznianom. Był wielokrotnie i już zapowiedział kolejną wizytę w listopadzie.
Nic dziwnego, że miejsc zabrakło. Męski sextet, wzmocniony przepięknym głosem Ani Buczkowskiej, niczym „Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość”, bo „wielka muzyka, będąc wielką i będąc muzyką, nie może nie zachwycać nas, a więc zachwyca!”.
Gombrowicza niestety na koncercie nie było, lecz gdyby był, z całą pewnością tak właśnie napisałby. A gdyby jeszcze miał szczęście zobaczyć towarzyszącą muzykom Grupę Treblers, dodałby zdecydowanie: Nic tak nie wpływa na ducha jak ciało.
Irlandia jest dziwnie bliska Polakom. Może ze względu na katolicyzm, który zaszczepił wyspiarzom św. Patryk, ten od koniczyny. Przy pomocy potrójnego listka wyjaśnił ideę Trójcy – trzy w jednym, dogmat niedocieczony przez intelektualistów od teologii. Może ze względu na równie trudne dzieje, przesiąknięte pragnieniem wolności. Dylematem miłości do kraju, który kochaniu poddaje się z trudnością – stąd pewnie fraza: Jak byśmy byli szczęśliwi, gdybym nie kochał Cię wcale… Może z uwagi na postępującą słabość do piwa, które także Irlandczycy pochłaniają w pubach z prawdziwą pasją. Ostatnio wolimy piwo od mocniejszych trunków…
Carrantuohill – nazwa zespołu pochodzi od imienia najwyższego szczytu w Irlandii, w górach Macgillycuddy’s Reeks, na który nie prowadzi żaden oznakowany szlak, jej środkowa część biegnie przez bardzo stromy żleb, w którym płynie strumień. To także cecha, którą Polacy sobie cenią – brak wytycznych, nakazów, strzałek, które określają kierunek, ograniczają wolność. Zespół nie poddaje się zasadom – wykonuje zarówno tradycyjną muzykę celtycką rodem z Irlandii i Szkocji, jak i własne opracowania aranżacyjne oparte na “celtyckich korzeniach”. Wykorzystuje przy tym bardzo stylowe instrumentarium (skrzypce, uilleann pipes, bouzuki, cittern, bodhran, flety, tin whistles, akordeon, mandolina, gitara akustyczna), poszerzając brzmienie o instrumenty perkusyjne, klawiszowe oraz gitarę basową. Łączy zatem tradycję z poszukiwaniem nowych brzmień. Słuchacze równie ochoczo wyklaskiwali tradycyjne, skoczne, ludowe rytmy, jak i poddawali się fali nastrojowych, nostalgicznych pieśni. Trudno było nie ulec znakomitym muzykom:
Dariusz Sojka gra na akordeonie, cytrze, harmonijce ustnej, instrumentach klawiszowych, saksofonie, bodhranie, flecie prostym, tin whistles, dudach – uilleann pipes ostatnio na EWI. Gdy miał 7 lat ksiądz proboszcz rozpoczął jego edukację muzyczną – uczył go gry na akordeonie. Jest spiritus movens zespołu i nieformalnym jego liderem muzycznym, który poprzez swobodny dobór instrumentów potrafi zainspirować kolegów w zespole. Ważny jest również fakt, że od początku działalności koncertowej, występuje nie tylko jako multiinstrumentalista, pomysłodawca aranżacyjny, ale również jako konferansjer, umiejętnie współpracujący z publicznością.
Marek Sochacki gra na perkusji i instrumentach klawiszowych. Od dzieciństwa interesował się muzyką (w wieku 5 lat obtrzaskał wszystkie garnki w kuchni). Na perkusji zaczął grać w wieku 13 lat. Po ukończeniu szkoły średniej(Technikum Mechaniczne w Rybniku) uczył się w Szkole Muzyki Jazzowej 1 i 2 stopnia im. Krzysztofa Komedy w Warszawie,w klasie perkusji. Za życiowy sukces uznaje rodzinę i grę w zespole “Carrantuohill”.
Maciej Paszek gra na skrzypcach, ale potrafi grać na: pianinie, gitarze basowej, słabo na… kontrabasie. I on za życiowy sukces uznaje granie w zespole “Carrantuohill”. Wcześniejsze studia nad muzyką klasyczną sprawiły, że dostrzegł on pewien związek pomiędzy muzyką irlandzką, a muzyką dawną – głównie baroku. Fakt ten nie jest bez znaczenia jeżeli chodzi o interpretację wykonywanej przez niego muzyki irlandzkiej – gorący, irlandzki temperament szlifowany przez klasyczny warsztat.
Zbigniew Seyda gra na bouzuki, mandolinie, citternie, gitarze akustycznej. Jego życiowym sukcesem jest jego żona, a reszta przed nim. Nie boi się eksperymentować zarówno stylistycznie jak i brzmieniowo, co skrzętnie wykorzystuje w grze na instrumentach oraz w pracy aranżacyjnej. Właśnie wydał swoją solową płytę „Anioły” z kompozycjami które jak mówi, grały mu w duszy całe życie…”
Adam Drewniok i jego gra na gitarze basowej okazała się dla zespołu korzystna – wzmocnił sekcję rytmiczną. Za życiową porażkę uznaje, że nie został żużlowcem albo skoczkiem narciarskim.
Bogdan Wita gra na gitarze akustycznej. Angażował się wokalnie w zespole muzyki religijnej. To uczestnictwo nie było przypadkowe, gdyż po zakończeniu edukacji w szkole średniej wstąpił do Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach. Jednak ogromny temperament i zdolności nie tylko muzyczne, ale i organizatorskie zrodziły w nim potrzebę samorealizacji nie tylko w środowiskach religijnych. Jego interpretacja muzyki irlandzkiej jest świeża, “ruchliwa”, nie stroniąca od nowatorskich rozwiązań harmonicznych i rytmicznych. Ma to ogromny wpływ na ogólne brzmienie zespołu.
(informacje z pracy magisterskiej Beaty Sochackiej pt: “Fascynacja kulturą celtycką na przykładzie działalności zespołu folkowego CARRANTUOHILL”)
I najmłodsza gwiazda zespołu: Ania Buczkowska gra jak trzeba na klawiszach, uczy się na gitarze. Ale jak śpiewa! Hobby – muzyka przede wszystkim!! A poza tym, język hiszpański i sporty ekstremalne. Ma już za sobą skok z bungee oraz nurkowanie, a w planach również inne. Uwielbia jeździć autem i gotować. No i oczywiście uwielbia biało-czarne miśki panda. Ciekawostka: jest córką pierwszej miłości najbardziej fascynującego jaworznickiego polonisty, cyklisty i pielgrzyma – Zbigniewa Szustera. Na dowód – zdjęcie.
No i zespół taneczny Grupa Treblers, która jest profesjonalnym zespołem tańca irlandzkiego. Nazwa zespołu pochodzi od podstawowego elementu stepu – “treble”. Wśród tancerzy Treblers są wielokrotni mistrzowie Europy – to jedyny zespół w Polsce z tak utytułowanymi artystami, prezentującymi najwyższy międzynarodowy poziom tańca irlandzkiego. Udowodnili, że stepowanie to wynalazek irlandzki, z którego chętnie korzysta sztuka musicalowa, szczególnie od lat trzydziestych XX w. Im niepotrzebna była muzyka – sami potrafią obcasem i klockiem (z przodu bucika) wybić taneczny rytm. Koniecznie w trakcie tańca tancerz musi być wyprostowany, mieć ręce przy sobie, uśmiech na twarzy oraz mieć odkręcone i skrzyżowane stopy. Trudno było się nie zachwycić, więc zachwycała się widownia, nagrodziła oklaskami na stojąco i z pewnością ochoczo przybędzie na kolejny występ obu zespołów.

Post Author: MDK