Hiszpania to dla większości z nas wakacyjna kraina, gdzie są areny z torreadorami, którzy uprawiają corridy czyli bieg za bykiem, zwykle z kiepskim skutkiem dla byka, który jest sam, a przeciw sobie ma nie tylko torreadora, lecz również matadorów z banderillami. Więc jeden – do co najmniej kilku. Walka mało szlachetna, lecz wciąż podziwiana. Nic dziwnego, że Mistrz Młynarski w czasach „słusznie minionych” napisał przekorną Balladę o torreadorze, w której Korrida jak życie się toczy. Wygrywa kto w porę uskoczy. I unik zrobił byk.
Tam właśnie, do legendarnej Andaluzji postanowiło zaprosić jaworznickich Seniorów Stowarzyszenie „Nasza Przystań”w zgodzie z własną maksymą „Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić.”
Wytyczna: Klub Aktywnego Seniora ma na celu zaoferowanie form aktywnego spędzania wolnego czasu przez osoby starsze. Stawiamy sobie również za cel popularyzowanie zagadnień gerontologicznych, co w efekcie ma poprawić jakość życia osób starszych. KAS ma na celu zaoferowanie form aktywnego spędzania wolnego czasu przez osoby starsze. Stawiamy sobie również za cel popularyzowanie zagadnień gerontologicznych, co w efekcie ma poprawić jakość życia osób starszych. Ma na celu zaoferowanie form aktywnego spędzania wolnego czasu przez osoby starsze. Stawiamy sobie również za cel popularyzowanie zagadnień gerontologicznych, co w efekcie ma poprawić jakość życia osób starszych – brzmi dość koszmarnie, na szczęście realizacja nie budzi już wątpliwości.
Na spotkanie z zespołem Viva Flamenco zostali zaproszeni dorośli jaworznianie do sali widowiskowej MDK i przybyli z młodzieńczym entuzjazmem. Bo też trudno było nie ulec wezwaniu zespołu, który obiecuje doznania: ”…Głębsze niż wszystkie studnie i morza otaczające świat. Gorętsze niż mury arabskich zamków nagrzanych w palącym słońcu Andaluzji. Piękne, zmysłowe, mistyczne i tajemnicze. Przeszywające jak szpada wbita w kark byka. Dźwięk gitary, krzyk muezzina, żyda i cygana rozcinający krajobraz na pół. Rytualny taniec ognia i wody, pełen dumy i dzikości wyrażający szaleństwo i pragnienie. Flamenco…” (na podst. F. Garcia Lorki) – w dwóch słowach „Viva Flamenco”! Muzyka, jaką wykonują to wyrafinowana mieszanka flamenco tradycyjnego ze współczesnym, inspirowana kulturą indyjską, arabską oraz jazzem. Barwy i egzotyki dodaje bogate instrumentarium, na które obok gitar składają się tradycyjne instrumenty etniczne.
Skład zespołu: Michał Czachowski – gitara flamenco, cajón, twórca i guru zespołu, który nie tylko perfekcyjnie opanował grę na gitarze, na której gra z taką energią, że aż paznokcie ściera (widziałem z bliska: masakra!). Z wykształcenia architekt, ale jego największą i jedyną (?) miłością jest flamenco.
Anna Patkiewicz – taniec flamenco, palmas – z wykształcenia normalny pedagog, animator kultury, instruktor tańca flamenco. Tak jak większość z instruktorów z MDK, choć akurat żaden z jaworznian nie specjalizuje się w hiszpańskim tańcu (może Kasia Nieużyła, która potrafi zatańczyć wszystko?)
Grzegorz Skiba – gitara flamenco, cajón, palmas i Krzysztof Nowakowski – pudło i inne instrumenty perkusyjne – obaj po szkołach muzycznych, więc nie ma czym się ekscytować.
Czym jest flamenco, wie każdy, to „najpopularniejsza i najbardziej lubiana muzyka etniczna na świecie. Powstała w Andaluzji – regionie południowej Hiszpanii, w którym przez setki lat przewijały się kultury różnych państw i nacji. Andaluzja była krainą Fenicjan i Kartagińczyków, była kolonią grecką i Imperium Rzymskim, cesarstwem wizygockim i arabskim kalifatem oraz domem dla sefardyjskich Żydów i hinduskich Cyganów”.
W Polsce sefardyjskich Żydów i hinduskich Cyganów nigdy nie brakowało, więc zrozumiałe, że ich muzyka drga w naszych sercach. I tak właśnie było na koncercie zespołu Viva Flamenco w MDK.
O le! Z akcentem na „O”.
Zespół zmierzył się z autochtonami w Hiszpanii.
– Stress był olbrzymi – wspomina lider zespołu – lecz radość była znacznie większa, gdy w przerwach pomiędzy naszymi utworami Hiszpanie wstawali w bili brawo. Trudno wyrazić słowami radość, jaką wówczas przeżyliśmy, Może po prostu – to był dowód, że wybór mojego celu życia był właściwy.
Michał Czachowski, który w Jaworznie był już po raz kolejny, (może trzeci) z radością przyjmie zaproszenie po raz czwarty (i następny) – bynajmniej nie z chciwości, lecz uznania dla jaworznickiej publiki, która potrafi wyśpiewać Ó le! równo i entuzjastycznie już za pierwszym podejściem. Spodobała mu się zwłaszcza sala widowiskowa, która – jest piękna i dobrze w niej brzmi muzyka. Więc pewnie go jeszcze usłyszymy. Oby, bo gra jak najprawdziwszy Andaluzyjczyk.
Należy z wdzięcznością wspomnieć również o realizatorach światła i dźwięku, bez których widowisko nie byłoby tak oszałamiające. Michał Łyp i Kuba Biesiada – siedzieli za konsola sterującą efektami.