„Kulisy” pani Anny Korczyk (scenarzysty, reżysera, autora tekstów piosenek, pomysłodawcy scenografii i kostiumów oraz dyrektora Teatru Oddzielnego) tak zafascynowały jaworznicką (i nie tylko) widownię, że postanowiono po raz kolejny zaprosić na spektakl – nieco udoskonalony, a z pewnością zagrany bardziej profesjonalnie.„Scenariusz – jak napisał w swej recenzji znakomity jaworznicki recenzent Jacek Fidyk – opiera się na starannie przemyślanej kompozycji i jest dowodem znajomości istoty postmodernistycznej żonglerki aluzjami literackimi, konwencjami, gatunkami i stylami (na którą mogą sobie pozwolić jedynie erudyci ze specyficznym poczuciem humoru).Widzów obdarzonych wrażliwością nastawioną na klasyczne formy mogła przytłoczyć nie tyle mnogość najbardziej popularnych motywów (przemijania, marności, starości, miłości, śmierci, władzy, kariery, artysty, sztuki, teatru świata) i nawiązań do znanych tekstów kultury, ile powiązania między nimi w obrębie poszczególnych części oraz w całości tryptyku. Niewątpliwie jednak właśnie dzięki obecności niektórych motywów (w szczególności – przemijania i relacji między mężczyzną a kobietą) niepołączone ze sobą, wydawałoby się, części, stanowią całość.
Należy dodać, że jako samodzielna inscenizacja niewątpliwie przywodzi ona na myśl dokonania pani Olgi Lipińskiej – podobne są: atmosfera małego teatru, sytuacja (stale próbowano doprowadzić do powstania spektaklu, jednak nigdy się to nie udawało), sfrustrowany dyrektor, rozwydrzone, podstarzałe aktoreczki i (przede wszystkim) pamiętna postać warchoła, „hiper-Polaka” (w kabarecie był to woźny Turecki, a w spektaklu pani Korczyk – prymitywny pan Henio – rewelacyjnie odegrany przez pana Grzegorza Gołasa!)
Mimo dużej dawki komizmu „Kulisy teatru” nastrajają refleksyjnie, dzięki wyeksponowaniu motywu przemijania. (Radość istnienia zostaje przytłumiona goryczą wynikającą z bezsilności wobec upływu czasu). Jego biegowi poddani są bohaterowie drugiej części – „Kulis małżeństwa” – kobieta i mężczyzna, zmagający się z kryzysem długoletniego związku, przedstawieni jako postacie archetypiczne.
Ostatnia część tryptyku, której akcja rozgrywa się równolegle w dwóch konkurencyjnych redakcjach czasopism („Fraktalu M” dla mężczyzn i w „Feniksie K” dla kobiet), nie odbiega od dominującej w całym spektaklu konwencji. Upersonifikowana korporacja niczym zły demiurg z góry obserwuje kłębowisko ludzi opętanych pragnieniem posiadania „łakomych marności”. Determinację podłych intrygantów i intrygantek w pogoni za pieniędzmi, władzą i sławą podkreślają dynamiczne piosenki odśpiewane z aktorskim zacięciem. Ta część „Kulis” jest najbardziej wyprana z elementów komizmu – oglądamy obrzydliwie prawdziwe obrazy prawie każdego środowiska pracy – gęsty, lepki sos zazdrości, zawiści, podłości, zdrady, obłudy, bezdennej głupoty i braku moralności. To jednak nie tylko metafora systemu organizacji pracy czy organizacji społeczeństwa, lecz systemu skomplikowanych relacji między ludźmi, o których jest mowa w całym spektaklu.”
Zatem sztuka choć pełna głębokich refleksji, jest niezwykle dynamiczna, rozśpiewana i roztańczona. Kto nie był – powinien przybyć konieczni! Kto był – z pewnością będzie miał okazję odczytać spektakl inaczej, głębiej, przemyśleć wątki, poprzednio przeoczone. Bowiem tak jest z dobrą sztuką – jest jak cebula. Za każdym razem odsłania nowe znaczenia, nowe treści. Skłania do nowych przemyśleń.