Seria historii o fanatycznym wędkarzu miała swój początek w 2012 roku. Na fali popularności past, czyli krótkich opowiadań publikowanych w Internecie, Malcolm XD opublikował tekst zatytułowany „Mój stary jest fanatykiem wędkarstwa”. Pastą zainteresował się Michał Tylka i tak powstał w 2017 roku polski film krótkometrażowy “Fanatyk” z Piotrem Cyrwusem w roli Andrzeja Gałeckiego, zapalonego wędkarza, choleryka i domowego tyrana. Reżyser poszedł za ciosem i trzydziestoparominutowy, bardzo wyrazisty portret agresywnego wędkarza, rozmydlił do niemal stuminutowego spektaklu o niczym.
Gałecki jest steranym życiem robotnikiem, który wszelkie prace przerzuca na żonę i synów, bo co chwilę bolą go plecy, ale ból przechodzi, gdy krzyż pomasuje żona, a syn wyręczy w działaniu. Najchętniej pomstuje na wszystko i wszystkich. Jego narzekania niewiele odbiegają od typowych utyskiwań większości Polaków narzekających na rząd, inflację, brak towarów w sklepach, pogodę, drogowców, których zawsze wyprzedza zima, a jednocześnie mają wszystko głęboko gdzieś, bo moja chata z kraja. Cała rodzina Gałeckich boryka się z jakimiś, bliżej niezdefiniowanymi problemami, bo dziadostwo, bylejakość, tumiwisizm głęboko wniknął w ich charaktery. Poza marudzeniem na nic więcej ich nie stać. Nawet Patryk, który wyjechał na roboty do Niemiec, więc próbuje zmienić swój los, kupić mieszkanie, w rzeczywistości nie potrafi zadbać ani o siebie, ani o swoją narzeczoną.
To praktycznie cała treść spektaklu, w którego tle rozgrywają się nikogo nie obchodzące Mistrzostwa Świata w Łowieniu Metodą Gruntową, nawet tytułowego Fanatyka wędkarstwa, który pozwala wyłączać sobie telewizor w trakcie zawodów, choć niby jest ich agresywnym fanem. Jego fanatyzm jest zwykłym, telewizyjnym kibicowaniem, podkreślanym przez szalik (na głowie), krótkie porteczki, filcowe laczki i niegroźne porykiwanie Polska – Białoczerwoni! Nawet ryby, w wersji filmowej pływające po ekranie, tu zamigotały ledwie, ledwie w blasku świateł fluoroscencyjnych. Gdzie im tam do efektów, do których przyzwyczaił jaworznicką widownię Marian Folga!
Aktorzy próbują nawiązać kontakt w widownią włączając elementy lokalne – Gałecki pracował kiedyś na Bierucie, łowił ryby w dziećkowickim zbiorniku, nawet wie, że z Jaworzna do Bytomia jest ok. 40 kilometrów. Aż dziwne, że nie było żartów z Sosnowca!
Za to głęboka analiza podupadania mniejszych miast, w których zamykane są sklepy, bo ludzie wolą kupować w Katowicach, a najlepiej w Warszawie – koniec analizy.
Artyści próbowali walczyć z miałkim tekstem i mimo profesjonalnych wysiłków, bo przecież wszyscy to zawodowcy teatralni i filmowi, widownia wychodziła z ulgą, choć kurtuazyjnie wysiłki artystów nagrodziła brawami. Szczególnie za finałową piosenkę, która zabrzmiała naprawdę nieźle.
Piotr Cyrwus jako Andrzej Gałecki
Maja Barełkowska jako Wioletta Gałecka
Mikołaj Kubacki jako Jakub Gałecki
Łukasz Szczepanowski jako Patryk Gałecki
Zofia Bohosiewicz jako Justyna
scenariusz i reżyseria: Michał Tylka
scenografia: Eliza Gałka
kostiumy: Kata Haratym-Janik
muzyka (na żywo): Kamil Tuszyński
inspicjent: Magdalena Gródek
Opinie widzów:
Tekst był bardzo słaby. Nie było żadnej fabuły. Byliśmy po prostu świadkami niedzielnego obiadu w polskim domu.
Spektakl nieco rozczarował….obsada wspaniała, ale scenariusz słaby….wątek “kredytowy” wrzucony totalnie bez sensu i zepsuł cały FUN. Mogło być z tego “cacuszko”, a wyszło słabawo. Brak klimatu, który od pierwszych sekund czuło się w filmie. Szkoda.
Nie mamy nic do gry aktorskiej pana Cyrwusa i reszty obsady, po prostu dialogi są napisane drętwo i wtórnie. Przez 1,5 godziny jedno i to samo miejsce akcji – salon/ balkon w domu głównego bohatera.