Optymalny scenariusz na dobry recital to rozpocząć od najbardziej znanego przeboju, prawdziwego hitu i zakończyć lubianym szlagierem.
Ryszard Rynkowski z tego przepisu skorzystał ze znakomitym skutkiem.
Wszedł na scenę wolnym krokiem, przywitał się wspomnieniem o wcześniejszych pobytach w Jaworznie i zaśpiewał więc „Szczęśliwej drogi już czas”, żartując z natężenia ruchu na polskich drogach, które sprawiło, że czas dojazdu zdecydowanie wydłużyła ciężarówka- zawalidroga.
Nie sposób było nie przyznać racji testowi: Los Cię w drogę pchnął/ I ukradkiem drwiąc się śmiał/ Bo nadzieję dając Ci/ Fałszywy klejnot dał – patrząc na efekty czasu, niezbyt dobrotliwego dla Artysty.
Zwierzył się, że wraca na Śląsk z radością, choć sam pochodzi z Żuław – urodził się w Elblągu – zabrzmiały krzyki protestu: Jaworzno, to nie Śląsk. Zakrzyknęli małopolscy patrioci, którzy nie zapomnieli, że przecież tu właśnie, na Przemszy, przez wieki przebiegała granica dzieląca Polskę (Małopolskę) od Prus. Wciąż w Jeleniu można zobaczyć słup graniczny, jeden, bo drugi ukryty jest w chaszczach znacznie dalej, choć również trwa niezniszczony. Piosenkarz nie dyskutował z terytorialsami o niuansach terytorialnych, wolał uznać, że to wszystko Dary, dary losu…
więc…
Spróbuj trochę z siebie dać . /Dary, dary losu – kilka dźwięków, co przyprawia cię o dreszcz. /Dary, dary losu – i to coś, co sprawia jaki człowiek jest.
I dał z siebie wszystko, śpiewając i opowiadając o osobach i rzeczach, które los daruje nam na chwilę, na krótki czas.
– Najważniejszym darem losu – ogłosił – takim, który króluje nad wszystkimi, jest czas. Czas jest tym darem, który jest zawarty między pierwszym krzykiem, gdy witamy się z tym światem, a ostatnim ludzkim jękiem, gdy się z nim żegnamy. Szanujmy zatem ten swój czas, bo został on nam dany tylko jeden, jedyny raz.
I zaśpiewał:
Ten Twój czas, to jest wszystko, co masz/ Twój przyjaciel na dobre i złe/ I Twój wróg, co wydziela Ci tlen/ Na Twym czole on znaczy swój ślad.
Zrobiło się nostalgicznie, smutno i niemal boleśnie, więc widownia ze wszystkich sił wspierała Artystę brawami, a nawet słowem, bo Rynkowski potrafi dotrzeć do takich zakamarków ludzkiej duszy, ludzkiej psychiki, że otwierają się te najlepsze strony człowieczeństwa i to, co mogłoby budzić niechęć czy drwinę, zamienia się w potrzebę czynienia dobra.
– Drugim darem – kontynuował wyliczankę – jest dar miłości. Miłości do ludzi, między ludźmi, miłości między dwojgiem ludzi, z której rodzą się cudownie owoce.
Sam ma troje, najmłodszy wchodzi właśnie w trudny wiek dorastania, zaczął bowiem siedemnastą wiosnę życia, a to trudny czas nie tylko dla niego, lecz także dla rodziców.
Tym razem ilustracja muzyczną była znana z wykonania Krzysztofa Klenczona, która powstała po narodzinach jego córki, Natalii, ballada w interpretacji i aranżacji Rynkowskiego.
Podkreślił raz jeszcze wartość miłości, znaczenie ciepła, jakie sobie ofiarujemy i odszedł od fortepianu, by na stojąco, uroczyście złożyć życzenia urodzinowe wszystkim paniom – wszystkie macie dziś urodziny! – uśmiechnął się i dodał, że ma nadzieję, iż gdy nastanie właściwy termin, przypomną sobie, że on pierwszy życzenia osobiście im złożył.
Takimi drobnymi uprzejmościami ujął widownię. Postanowił rozjaśnić smutną atmosferę swoimi bardziej luźnymi, nawet, jak zażartował, kulinarnymi piosenkami o jedzenia, a szczególnie piciu i sala z radością włączyła się do podśpiewywania znanych i lubianych przebojów o toastach za tych, co na górze i tych, co na dole. Wspomniał, że czasem od towarzyskich spotkań bolała go wątroba, lecz szczegóły – ile, jak często i z kim, pominął dyskretnie.
Publiczność rozkręciła się przy Pociągu, co to jedzie z daleka, a gdy elegancko zamienił słowa – „byle nie do Warszawy”, na zdecydowanie bardziej au courant przystające do miejsca – prosimy, jeśli można, zawieź nas do Jaworzna – widownię całkowicie oczarował. Standing ovation zabrzmiały szczerze, wręcz brawurowo.
Zatem bis, a nawet dwa. Ten drugi to znów ukłon do rozśpiewanej publiczności: Gdybym miał gitarę znają wszyscy, więc sala widowiskowa rozbrzmiała głośnym i pewnych chórem mieszanych głosów. Mistrz przestał konkurować z większością, wstał więc od fortepianu, zaczął dyrygować kilkusetosobową spontaniczną grupą śpiewaczą i z niskim ukłonem udał się za kulisy. A śpiew trwał…
PS. Ktoś mógłby pomyśleć sobie, że wyraźnie z nie najlepszej kondycji zdrowotnej Artysta musi dorabiać do emerytury – Jestem szczęśliwym emerytem za 1160 zł” – przyznał kiedyś w rozmowie z „Super Expressem”. A właśnie, że nie: Wspólnie z żoną założyliśmy nowoczesne centrum, w którym leczą się ludzie z chorym kręgosłupem i po urazach kończyn” – przytaczał w 2018 roku słowa piosenkarza portal wp.pl. Inwestycja w klinikę okazała się doskonałym posunięciem. Centrum nie tylko oferuje niezbędną pomoc chorym, ale także stanowi stabilne źródło dochodu dla wokalisty i jego rodziny. Biznes szybko zaczął przynosić zyski. To się nazywa niezależność! Zatem gra i śpiewa, bo to uwielbia. Brawo. Nie tylko utalentowany, lecz też roztropny.
Dary, dary losu – bliski człowiek, który sens (śpiewem) nadaje dniom.