A DZIEWCYNY PISCĄ!

Myślałby kto, że Jaworzno jest daleko od gór. A nieprawda. Mieszkańcy od wielu lat dzielą się na krzoki i ptoki. Ci pierwsi, to tubylcy z dziada pradziada, bo warto przypomnieć, że pierwsze wzmianki o Jaworznie pochodzą z lat 1238-43. Ci drudzy przylecieli zewsząd. Najwięcej z okolic górskich i podgórskich. Których jest więcej? Wiadomo – ptoków, którzy zlecieli się hurmem po II wojnie światowej i mieścinę ledwie 17 tysięczną w 1946 przekształcili w niemal 100 tysięczne miasto (do równej stówki zabrakło w 1991 r. zaledwie siedmiorga), lecz od tego czasu wyludniamy się z roku na rok).
Baciary zatem przybyli do swoich. I to było słychać od pierwszych taktów.
Zespół w tym roku będzie miał już prawo pobaciarzyć, czyli hucznie się zabawić, a nawet napić się wódki, bowiem kończy osiemnastkę – powstał, jak łatwo policzyć, w 2002 r. Baciary związani są z Podhalem, a szczególnie z Zębem, wioską w pobliżu Poronina, w której mieszka ledwie półtora tysiąca górali, ale za to jakich! Z Zębem związany jest Kamil Stoch, Stanisław Bobak, również wyśmienity skoczek, Józef Łuszczek (mistrz świata w biegach narciarskich) i założyciele Baciarów, bracia Body – Janusz, który dynamicznie i głośno prowadzi zespół, co chwilę pobudzając widownie do działania energicznym góralskim zawołaniem, które brzmiało dość podobnie do okrzyków Tarzana, albo leit motivem „rączki do góry, a dziewczyny piszczą”. Po każdym zawołaniu widownia mocniej szumiała, a dziewczyny ostrzej piszczały. Drugi brat, Andrzej Body, również śpiewa, gra na instrumentach klawiszowych, ale przynajmniej wydaje się bardziej zrównoważony. 

Znawcy muzykę podhalańską dzielą na: – ozwodne (przeznaczone do tańca) i wierchowe (przeznaczone do śpiewania melodii pasterskich), krzesane, śpiewane i grane w szybkim tempie, charakteryzują się szarpanym rytmem i marszowe, głównie do tańca zbójnickiego, zwykle pochodzenia węgierskiego i słowackiego. Baciary do tego zestawu dodali jeszcze znane i lubiane piosenki, które wszyscy uwielbiamy śpiewać przy ognisku, przy zabawie, a bardziej ogólnie – przy wódeczce, wprowadzając elementy rocka i disco – góralo. Zabrzmiały więc „Żyje się raz”, „Oczy zielone”, „Nic do stracenia”, „Jak się bawią ludzie”.

I ludziska się bawili, że hej! Bo przecież Baciar to hulaka, łobuz i kpiarz, ale przy tym dobry kompan, który krzywdy swojemu nie zrobi, a jak kogoś polubi, to idź do niego jak w dym. Szczególnie gdy z czuba mu się dymi. Nic dziwnego, że koncert wkrótce zamienił się w pohulankę. Miejsca było niestety za mało, a ludzi zbyt wielu, więc tańczyli głównie młodzi, starsi przytupywali, bo gnieść się nie uchodzi, kiedy młodzi od sceną furgają bez opamiętania.
Werwy nie skąpił szczególnie Jasiek Strama (gitarzysta) – wszędzie go było pełno. Hyboł po scenie kieby jakisi cyrkus, a góralski czarny kłobuk z muszelkami na głowinie się mocno mu się trzymał, choć i podskakiwał, i przyklękał i wszędzie pełnio go było.
Na gynślach groł Jędrek Skupień, Właduś Lassak zaiwaniał na akordeonie czyli cyji, a Zdzisiek Szymczak walił w bębny i śpiwoł po nasemu, że aż miło beło.
Większość Podhalan posiada piękne, mocne głosy – uważają krytycy, dodając, że pieśni góralskie wykonywane są wielogłosowo, często wzbogacone zostają okrzykami. Pokrzykiwała też publiczność – bez względu starsza, tkwiąca korzeniami w rodzinnej tradycji czy młodsza, bo wiadomo – gena nie wydłubiesz.
Szkoda, że koncert nie odbywał się na wolnym powietrzu, nawet niekoniecznie w górach – niechby na jednym z wielu jaworznickich stadionów. Pohulaliby wszyscy. Może miejscy włodarze podchwycą pomysł i zaproszą Baciarów na Dni Jaworzna?

Post Author: MDK