(opowiadanie Julii Pasternak nagrodzone Złotym piórem prezydenta m Jaworzna za rok 2015)
Stałyśmy sobie samotnie na wystawie sklepu obuwniczego. Długo tak stałyśmy i czekałyśmy. Dlaczego? Każda z nas była piękna – delikatna, w pięknym, łososiowym kolorze w perłowym odcieniu, z prześliczną klamerką, ozdobioną cyrkoniami. A jednak nikt nie chciał na kupić. Byłyśmy takie samotne. Dobrze, że miałyśmy siebie nawzajem. Ty mnie, a ja ciebie. Ostatnia para butów do tańca. Któregoś dnia do sklepu weszła dziewczynka z mamą. Dziewczynka była wyraźnie podekscytowana. Na buzi zaróżowiona, w oczkach lśniły łzy. Mama miała zmarszczone, niezadowolone brwi, stulone niecierpliwie usta i zaciśnięte dłonie.
– Mamusiu, ja je chcę, bardzo chcę, są takie piękne.
– Popatrz na cenę, za drogie.
– Ale mamusiu, zobacz, o takich marzyłam. Śniły mi się. Dokładnie takie same. Wzięła nas do rąk i przycisnęła do serca.
– Muszę je mieć.
Dziewczynka patrzyła na mamusię tak błagalnie, że musiało jej stopnieć lodowate serce. Najpierw w oczach pojawił się łagodniejszy błysk, potem lekki uśmiech, wreszcie podniosła jedną z nas, zważyła w ręku, uważnie sprawdziła szwy na paseczkach, postukała palcem w podeszwę, nawet szarpnęła za obcasik. Wzięła drugi bucik, przymierzyła czy czasem nie jest mniejszy, wreszcie zadecydowała krótko:
– Przymierz.
Byłyśmy przeszczęśliwe, że w końcu znalazłyśmy właścicielkę. Dziewczynka wybiegła ze sklepu z tekturowym pudełkiem zapakowanym w firmową reklamówkę, jakby wciąż jeszcze nie była pewna, czy już na pewno należymy do niej. Bardzo jej na nas zależało, bardzo o nas dbała. Delikatnie nasączyła podeszwy jakąś substancją antypoślizgową, natarła paseczki od wewnątrz pachnącym olejkiem. Stałyśmy się jeszcze bardziej atrakcyjne. Później już nie było tak fajnie. Na drugi dzień miał się odbyć turniej tańca towarzyskiego. Najpierw jednak była próba. Bardzo męcząca. Ćwiczenia trwały kilka godzin. Byłyśmy już bardzo zmęczone, chciałyśmy, żeby dziewczynka zdjęła nas z nóg i odłożyła na bok, ale ona wciąż tańczyła i tańczyła. Nam przecież też należała się chwila wytchnienia. Ale, niestety, dziewczynka nie brała tego pod uwagę. Liczyło się tylko zwycięstwo na turnieju. „Jeśli się przeforsujesz – próbowałyśmy jej podpowiedzieć – nie wygrasz, będziesz zbyt zmęczona, nieświeża”. Ale nas oczywiście nie słuchała. Więc kolejne kroki. I obrót w prawo, krok zmienny, raz, dwa,trzy, obrót w lewo, odwrotny krok zmienny, raz,dwa, trzy, obrót w prawo, raz, dwa, trzy, wirówka, odwrotny krok zmienny, raz, dwa, trzy, obrót w lewo, raz, dwa, trzy, odwrotny krok zmienny i znów obrót w prawo, raz, dwa, trzy… Dość, dość, wystarczy!
Koniec próby. Dziewczynka wrzuciła nas byle jak do reklamówki i wróciła do domu. Zjadła kolację i poszła spać.
Tato wyjął nas, pooglądał uważnie. Zauważył, że Lewej troszkę zaczął się ruszać obcasik. Z niezadowoleniem pokręcił głową, wyjął jakiś cuchnący klej i mocno ścisnął w specjalnym imadle. Naprawił. Obcas trzymał się lepiej niż wcześniej. Zadowolony uśmiechnął się do siebie. Nasmarował podeszwy,
nasączył paseczki, nawet przetarł klamerki zapięć. Znów wyglądałyśmy elegancko i świeżo. Czas na odpoczynek.
Przyszła w końcu godzina turnieju. Dziewczynka wyszła na parkiet. Zaczęła grać muzyka, a my poniosłyśmy dziewczynkę w rytm walca angielskiego. Wirowałyśmy po całej sali, leciutko i płynnie. Potem quickstep – wolno, wolno, szybko, szybko, kroki do przodu od pięty, kroki do tyłu – od palców, a kroki
boczne – na podeszwach. I coraz szybciej, zwrot, podskok, w przód ze skrętem w prawo, tył ze skrętem w lewo. I w bok, i dostawić nogę, i skręt. A wszystko rytmicznie, wesoło. Na zakończenie – foxtrot – wolny, szybki, szybki, po łuku w prawo. I szybciej, i wolniej, i podskok, i skłon. Brawa. Więc jeszcze raz, wolno, szybko, szybko, obrót i skłon.
Zajęłyśmy pierwsze miejsce. Byłyśmy zachwycone. Opłacało się. Dziewczynka z ogromnym pucharem i jeszcze większym bukietem kwiatów, który dostała od własnej babci, chyba szczęśliwszej niż ona sama, poszła na przyjęcie dla zwycięzców. Nas nie zaproszono. Znów trafiłyśmy do reklamówki, a w domu do szafy. Tym razem nikt nas nie pielęgnował, nie reperował, nie nasączał. A przecież obcas Lewej znów się obluzował. A mnie, Prawej, wygięła się klamerka i naciągnęły dwa paseczki. A oba obcasiki były mocno starte. Przydałoby się wymienić fleczki…
Mama postanowiła – kupi się nowe. Była dumna ze swojej córeczki, więc chciała jej sprawić nowe, jeszcze piękniejsze szpileczki. Niech dziewczynka ma, zasłużyła!