Czyżby w materii butów była cząstka duszy?

Najpłodniejsze, bez wątpienia, jaworznickie animatorki szeroko pojętej kultury, bo w jednię nieomal metafizyczną  zbierają muzykę, poezje, taniec i plastykę, ukrywające się nieśmiało pod wdzięcznie brzmiącym Kryptonimem AKAD, związane z Młodzieżowym Domem Kultury im. Jaworzniaków na dobre i złe, znów dały popis swoich umiejętności, talentu i wyobraźni.

Tym razem przedmiotem badań muzykologiczno – filozoficznych uczyniły przedmiot zgoła najprzyziemniejszy. Wręcz ontologicznie z ziemia związany, nie będąc wszelako do niej przywiązany, chociaż w wiązadła, sznurówki, zapinki lub przyczepne rzepy skądinąd wyposażony.

Tak brzmieć mogłaby perora profesora butologii stosowanej, którą raz po raz raczył widownię słuchającą pilnie, aczkolwiek konia z rzędem jednemu, kto z owych wygłoszonych z ogromnym zapamiętanie allokucji był w stanie zrozumieć cokolwiek, o zapamiętaniu nie wspominając.

Gdzieś pod firmamentem sali teatralnej fruwały meandrycznie fantazmaty witkacowskich Szewców, co to w pocie czoła młotkami, szydłami, szpilorkami, praskami i przebijakami pracowicie tworzyli buty, narzekając przy tym, że „majstrowi chce się, aby robota byłóa równocześnie mechaniczna i żeby duchem tę mechanikę wyosobliwiać, jak te dawne muzykanty i malarze swoje wydzieliny, w unikaty osobowego przejawu”.

Bo też czym w istocie swej aksjologicznej są buty? Niezbędne są bez wątpienia wieloaspektowe rozważania teoretyczne dotyczące pojęcia wartości, wywodzące się z etycznych koncepcji dobra. Czy but jako byt jest samoistny czy też jedyną jego wartością jest dualizm, niezbędna podwójność, usubstancjonowane przez parę, która aczkolwiek różna zasadniczo, podzielona na prawo i lewo w istocie jest jednością, której najwyższym priorytetem jest utylitaryzm?

A użytkownik, w istocie użytkowniczka owego buta, trzewika, sandałka, baleriny, czółenka, szpilki czy po prostu trampka, trepa, buciora jest zali tylko eksploatatorem owego wyrobu czy też jego niewolnikiem? Atoli gdy tym razem spotyka się na gruncie sklepowym para nie bucia, lecz ludzka „przedstawicieli dwóch zasadniczych potęg, reprezentujących dwa nurtujące w każdym gatunku prądy: indywiduum i gatunku. To jest rzecz piekielnie zawikłana: bo indywiduum musi wystąpić za gatunek, a czasem za jego kawałek, kiedy czasy przyjdą, że ten gatunek ma właśnie misję prezentowania całego gatunku, w imię którego musi być zrobione umsztruc”- porozumieć się nie potrafi na gruncie kongruencyjnej zgody, lecz zaczyna walczyć, choć z góry wiadomo, kto (ona!) wygra.

Pastisz form literackich, kabaretowych i wodewilowych, jakim jest przedstawienie „Buty”, zapiera dech w piersiach najbardziej bywałym teatromanom. Buzuje fertyczną galopadą obutych w najprzedziwniejsze (szczególnie dla płci uważanej nie całkiem słusznie za brzydszą, lecz z całą pewnością za bardziej racjonalna i rozsądną) obuwie, roziskrzone nie tylko kolorami – od bieli po beż, przez różne odcienie żółci, szafirów, purpur, szmaragdów, granatów, po czerń słoniową i węgla drzewnego, lecz również mieniące się mnogością cekinów, kamyków, złoceń, srebrzeń, platynień i co tylko brać szewiecka potrafi wymyślić dla przypodobania się wyrafinowanym gustom kobiecym.

A co na to pan stworzenia, którego Pan Bóg ulepił z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą?

W sklepie obuwniczym czuje się bardziej zagubiony niż po wypędzeniu z Raju. Przytłoczony odpowiedzialnością potwierdzania niewieścich wyborów, z których żaden nie jest jego, lecz za wszystkie odpowiada pod groźba kłótni, niezadowolenia, odpędzenia, odseparowania od stołu i łoża, miota się, wymiguje i desperacko zgadza się na najabsurdalniesze żądania swojej pani, która przecież powstała z jego żebra, aby miał w niej podporę i z niej pożytek, a nie wręcz przeciwnie.

Drogi czytelniku. Nic z tego nie wiesz? Straciłeś wątek? Nie dziwię się.

Podobnie oszołomiony wyjdziesz ze spektaklu, za który odpowiadają: Anna Dzierwa i Anna Korczyk. Pierwsza jest reżyserką, autorką scenariusza i melodii piosenek. Druga – reżyserką, autorką scenariusza i tekstów piosenek oraz koordynatorką całości. Do pomocy dobrały sobie: Katarzyną Nieużyłę (choreografia), Beatę Ślacan (scenografia), Lidię Buczek (kostiumy) i Tomasza Kupkę (aranżacja).

Jednak spiritus movens, autor Szewców, wielki Witkacy, który z całą pewnością szyderczo spoglądał na zdezorientowanych, a przecież szczerze zachwyconych widzów, powiadał: „Wychodząc z teatru człowiek powinien mieć wrażenie, że obudził się z jakiegoś dziwnego snu, w którym najpospolitsze nawet rzeczy miały dziwny, niezgłębiony urok, charakterystyczny dla marzeń sennych, nie dający się z niczym porównać…”.

Śnijmy więc, bo nasz świat jest doprawdy zadziwiający i pełen niespodzianek, które trudno nie tylko przewidzieć, lecz nawet objąć umysłem, a co dopiero teatr…

PS. Tekst zaakceptowała łaskawie połowa AK(adu).

 

Post Author: MDK