To niesamowite jakie dobre i piękne rzeczy możemy robić razem, gdy spotkamy się razem z szacunkiem i wzajemną miłością. To niesamowite jaka jedność może wybrzmieć w polifonii głosów, ludzkich historii i talentów. (ze strony Stowarzyszenia Betlejem). Jednak historia ludzkości, to nieustanny ciąg sporów, waśni, wojen – wszystko z powodu antynomii między „my” i „oni”. My mamy zawsze rację, my chcemy dobrze, my jesteśmy lepsi. Oni – wiadomo, wszystko co złe.
Marek Aureliusz przekonywał ”Zrodziliśmy się do wspólnej pracy, tak jak nogi, ręce(…) Wzajemne więc szkodzenie sobie jest przeciwne naturze, wzajemnym zaś szkodzeniem jest uczucie gniewu i nienawiści”. Nieco później w Betlejem rozpoczął się trwający już ponad 2000 lat eksperyment pojednania ludzi – ciągle w toku, końca nie widać, wojna za miedzą.
Na rzecz zgody i współpracy od dwudziestu pięciu lat działa jaworznickie Stowarzyszenie Betlejem, które z każdym dniem rozwija się i pięknieje, gości najbardziej potrzebujących i gromadzi wolontariuszy, którzy są współczesnymi apostołami dobra.
Zanim zaczął się spektakl Zemsty Teatru Klasyki Polskiej ksiądz Mirosław podzielił się anegdotą ks. prof. Józefa Tischnera o góralu, który niósł w worku na plecach dwa psy. Na pytanie, dlaczego wciąż potrząsa workiem , baca wyjaśnił – jak nie potrząsam, to mnie w plecyska gryzą, a gdy potrząsnę, to gryzą siebie i mom spokój!
– Zastanówmy się, kto nami potrząsa – poddał ksiądz problem pod rozwagę, bo polskie społeczeństwo gryzie się jak nigdy, albo jak Cześnik Raptusiewicz z Rejentem Milczkiem.
Zemsta Aleksandra hr. Fredro jest powszechnie znana, jak i nagonka na niego, która sprawiła, że na długo porzucił pisanie, a gdy wrócił do komediopisarstwa, to już nie było to. Krytycy mieli do mistrza polskiej komedii pretensje, że tytułuje się hrabią, a przecież polski obyczaj nakazuje równość wszystkich szlacheckich panów braci, choć w rzeczywistości było przeróżnie, że nie przestrzega romantycznych kanonów, choć romantyzm był przeciwny ograniczeniom, że w czasach smutku niewoli, klęsk powstańczych sprawia, że widownia zamiast płakać czasem śmieje się w głos, a przez cały czas spektaklu się uśmiecha. Stąd późniejsze utwory Fredry są mniej radosne, więcej w nich goryczy.
Teatr Klasyki nie sprawił zawodu. Pierwsze skrzypce, a właściwie na ukulele, grał przezabawny Papkin (Łukasz Lewandowski), wokół którego rozwijała się skomplikowana intryga, choć nie on był intrygantem. Papkin – wyjaśnia Janusz R. Kowalczyk – teatrolog i filmoznawca (UJ, Kraków), który jest i błaznem tradycyjnym komedii, i znanym jeszcze literaturze rzymskiej żołnierzem samochwałem »miles gloriosus« to parodia dziejów rycerza: występuje on kolejno jako bojownik, kochanek i poseł, a wreszcie kończy – parodią umierania. Papkin czasem zniesmacza, czasem irytuje, zawsze jednak bawi – widzimy w nim parodię naturalnych przecież potrzeb pochwały, nawet niezasłużonej, podniesienia własnej wartości, szczególnie, gdy inni jej nie dostrzegają.
Cześnik (Jarosław Gajewski) – po polsku potrząsa szabelką, bo przecież Polak to sarmata, Polak potrafi, Polak w pojedynkę da radę całemu światu, nawet gdy wąs mu się odkleja. Rejent (Dariusz Kowalski) jest synonimem ciągle niezbyt lubianej „kasty” prawników, bez których nie sposób się obejść, jeśli chcemy żyć w państwie demokratycznym, które chroni nas przez zakusami łasych na władzę przełożonych, rządzących. Na szczęście jeden i drugi mota się w przez siebie samych intrygach, które kończą się, jakżeby inaczej być mogło, małżeństwem Klary (Monika Pawlicka) i Wacława (Cezary Łukaszewicz) oraz powszechną zgodą, bo zgoda, zgoda a Bóg wtedy rękę poda.
Niewielką rólkę mularza, któremu rejent kazał postawić mur niezgody, zagrał z niezwykłą pokorą i talentem Henryk Gołębiowski, znany z wielu ról filmowych (Podróż za jeden uśmiech, Stawiam na Tolka Banana, Edi – rola nagrodzona Złotą Kaczką).
Bez wątpienia Zemsta jest najbardziej znaną komedią, lecz mało kto wie, że z zamkiem w Odrzykoniu, żona Fredry był jego właścicielką, gdzie spór między szlachetkami rzeczywiście miał miejsce – znana jest legenda o przyczynach ruiny posiadłości. Otóż: kiedy zmarła Katarzyna Wielka, w piekle zapanowała ogromna radość: nareszcie dawno upragniona zdobycz wpadnie diabłom w ręce. Wysłano więc po nią specjalną ekipę czartów. Niestety, diabły nie przewidziały tak sporego ciężaru monarchini. Musiały obniżyć lot, w dodatku zrobiła się na świecie straszna zawierucha, diabły zmyliły drogę i zahaczyły o dach zamku odrzykońskiego, zdzierając go całkowicie. Faktem jest, że istotnie w dniu śmierci Katarzyny carycy wichura zerwała dach z zamku. Współcześnie ciągle nie został odbudowany, trwają spory (!) czy powinien być odrestaurowany, czy też być pomnikiem romantycznych ruin, lecz zaprasza do zwiedzania. Od przewodnika można dużo się o autorze Zemsty dowiedzieć – także posłuchać pikantnych rymów Fredry, a napisał ich sporo!
Spektakl zakończył się podziękowaniem od wolontariuszy aktorom – każdy dostał niewielki upominek i widowni, która otwarła szeroko portfele i ochoczo napełniała puszki darowiznami, które trafią do Betlejem, by wspomóc potrzebujących.
Spektakl odbył się dzięki pomocy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Andrzeja Dubiela, jaworznianina, prezesa Stowarzyszenia Muza Dei i Fundacji Teatr klasyki Polskiej.