Instrument, który Cyryl Demian opatentował w 1829 r. nazwał akordeonem, bo dzięki dołączonym klawiszom basowym, można na nim grać akordami. Zakochali się w nim najpierw Francuzi i Włosi, choć jego ojczyzną są Niemcy i Austria. Wkrótce wyszedł z salonów i trafił do rąk ludu, który docenił jego uniwersalność i różnorodność brzmieniową. Co więcej akordeonista sam mógł zastąpić sporą orkiestrę. Udowodnił to Marcin Wyrostek – człowiek CAŁA ORKIESTRA. Dlaczego jednak sam instrumentu nie docenia, dzieląc się z publicznością prześmiewczym Hymnem akordeonistów?
Niechaj żyje akordeon kasta, ciąża, świnia, muł.
Rączka lewa w prawo, w lewo rączka prawa w górę, w dół.
Niechaj żyją nam cyiści, chociaż hańba to i wstyd,
bo na takim instrumencie nie powinien grać już nikt.
Być może inni muzycy zazdroszczą akordeonistom, że im potrzebny akompaniament, a czasem nawet dyrygent? Rzeczywiście, akordeon, harmonia do najbardziej topowych instrumentów nie należy. Natomiast Marcin Wyrostek – absolutnie. Udowodnił to szerokiej publiczności telewizyjnej, w cuglach (szelki to charakterystyczny dla cyi element, dzięki którym muzyk wygląda jak ciężarna) wygrywając Mam talent.
W Jaworznie grał nie pierwszy raz, bo dobrze mu się gra z Archetti, czego dowodem będzie jubileuszowy koncert, który zagrają za niespełna rok w Warszawie. Tym razem koncert wspólnie wykonali 12 listopada w MDK uświetniając obchody Święta Narodowego. Nie zbrakło więc elementów patriotycznych – Marcin Jajkiewicz wykonał Marsz I brygady w zupełnie nowej aranżacji – mniej patetycznej, bardziej nostalgicznej, zadziwiającej do tego stopnia, że nikt z publiczności nie śmiał podjąć nawet refrenu. Nawet bardziej oldskulowe wykonanie dynamicznego marszu Ułani, ułani wywołało zaledwie nieśmiałe przytupywanie w trakcie, choć zakończyło się zasłużonymi gromkimi brawami. Być może to efekt rozbudowanej aranżacji symfonicznej, którą nie wypadało zakłócać ludowym chórem.
Symfonika narzuca przecież klimat bardziej podniosły, dostojny, nakazuje skupienie i nabożny podziw dla fenomenalnych umiejętności muzyków. Rozpoczął koncert tradycyjny chodzony, taniec polski, który prowadził zwykle dostojny starosta weselny, przepiękny, lecz majestatycznie powolny. Z werwą wykonywane mazurki i góralskie tańce podrywały nogi, lecz miejsca siedzące nie sprzyjały podrygom, więc musiały wystarczyć brawa. Przewaga góralszczyzny wynikała z miejsca urodzenia artysty – rodowitego górala z Jeleniej Góry.
Akordeonista jednak przypomniał sobie, czego go Tatuś nauczył, który był pierwszym nauczycielem muzyka, akordeonistą również, nie tak profesjonalnym, więc zapewne przygrywał i do tańca i do pośpiewania, zaprosił więc do poświstywania. Publika znakomicie stanęła na wysokości zadania. Więc do mruczanda – bez problemu. Na więcej niestety czasu nie starczyło.
Wraz z Marcinem Wyrostkiem i Orkiestrą Kameralną Archetti pod batutą Mieczysława Ungera wystąpił również Zespół Corazon w składzie: Marcin Jajkiewicz – wokal, Mateusz Adamczyk – skrzypce, Daniel Popiałkiewicz – gitara, Piotr Zaufal – bas i szaman instrumentów perkusyjnych Krzysztof Nowakowski. Gościnnie na fortepianie fenomenalnie akompaniował Bogusław Kaczmar, pianista eMBandu. Każdy z artystów udowadniał każdym akordem mistrzostwo opanowania instrumentu, ale niewątpliwie pierwszy skrzypce grał skrzypek Mateusz Adamczyk.
Brawa na stojąco zachęciły artystów do bisu. Tym razem można było nawet podśpiewywać, więc bis na bis. I rzucenie publiczności na kolana brawurowym wykonaniem Fugi J.S. Bach. Akordeon udowodnił, że bez kłopotu, pod warunkiem, że trafi w ręce obdarzonemu niezliczoną ilością palców u każdej ręki Mistrzowi, może zastąpić nawet wielogłosowe organy. Jeśli na widowni był jakiś proboszcz, zapewne zastanawia się czy nie sprzedać organów kościelnych, w zamian zatrudnić Marcina Wyrostka z jego niewiarygodną Cyją.