Tajemniczy tytuł? Niezrozumiały? Aby dowiedzieć się, co oznacza i jakie szaleństwa wyprawiano na scenie podczas eliminacji VI Konkursu Talentów „Szału nié ma” warto przeczytać tekst. Nie będę posługiwał się rysunkami, ponieważ jestem całkowicie pozbawiony talentu plastycznego oraz mnóstwa innych zdolności, które znakomite osobistości oraz intrygujące osobowości ujawniły w poniedziałkowe popołudnie 15 lutego 2016 roku w Młodzieżowym Domu Kultury. Dowody niezwykłego kunsztu dali – najważniejsi podczas konkursu – pan Grzegorz Gołas i pan Michał Łyp, reżyserzy dźwięku, światła i znakomici specjaliści od efektów specjalnych, nadzwyczajnie szybko reagujący na zmienne, przyjmujące rozmaite wartości. Bez ich profesjonalizmu i elastyczności nie udałoby się wyeksponować czasem bardzo szczególnych zdolności uczestników konkursu, ocenianych przez komisję ekspertów, którzy pracowali zadziwiająco szybko i sprawnie, dokonując trudnego wyboru sześciu z dziewięciu kandydatów do tytułu luminarza roku.
W roli jurorów wystąpili ludzie kultury, wszechstronnie utalentowani i doskonale znani jaworznianom: Marlena Budak (organizatorka pracy artystycznej, aktorka i wokalistka), Kamil Bzukała (instruktor teatralny, aktor, wokalista, reżyser), Aleksander Tura (redaktor naczelny portalu „Moje Jaworzno”) oraz Marek Zastępa (muzyk, wokalista i aktor). Same osoby pierwsze, niepodzielnie panujące nad dalszym losem młodych talentów. Pan Adamczyk zapewniał, że zgodnie z sugestią swojego wścibskiego, złośliwego kolegi, postarał się, by w składzie sędziowskim znaleźli się tylko specjaliści całkowicie niezwiązani z MDK w Jaworznie – istotnie, nikt z jurorów nie słyszał nawet o organizatorze i placówce, nawet najmłodszy z sędziów, który przez wiele lat uczęszczał tu na zajęcia. To jednak nie koniec zaskakującej obsady w tym improwizowanym spektaklu. Kamerę Telewizji MDK obsługiwała pani Renata Gacek (sic!), tym razem skromnie stojąca po drugiej stronie obiektywu.
Zgromadzenie w skromnej sali audiowizualnej tylu znakomitości świadczy o niespotykanym zmyśle organizatorskim pana Zbigniewa Adamczyka, który ponadto wykazał się (sporadycznie ujawnianym) talentem aktorskim. Ten rasowy polonista, piszący nieskazitelne teksty i przemawiający publicznie niczym Gorgiasz, świetnie odegrał rolę nieporadnego językowo, debiutującego konferansjera, co wywołało efekty komiczne, które spotkały się z żywiołowymi reakcjami publiczności. Prowadzący zadbał w ten sposób o nastrój, pozwalający uczestnikom na pozbycie się nadmiernego napięcia emocjonalnego. Słodycze, drobne upominki i starannie zaprojektowane dyplomy dla wszystkich biorących udział w konkursie pozwoliły im zapomnieć, że walczą ze sobą o cenne nagrody – stos elektronicznych gadgetów, tak wymyślnych, że nikt nie zna ich nazw ani przeznaczenia.
Obiecujący młodzi artyści (nie pojawił się nikt o zdolnościach naukowych czy paranormalnych) zaskakiwali zgromadzonych umiejętnościami i pomysłami. W występie gitarzysty, Rafała Gąsiora, zwrócił uwagę doskonale dobrany podkład muzyczny z partią wokalną – glany same rwały się do ubijania błota! Niektórzy zastanawiali się, czy to doom, thrash czy death, mieli jednak niewiele czasu zanim zalała ich fala instrumentalistów-klawiszowców, podopiecznych pani Ewy Gajdy-Migacz. Słychać było, że Maciej Ciechelski, Aleksandra Senio i Przemysław Sybis grający na keyboardzie, zostali przygotowani przez wytrawnego nauczyciela – jako jedyni się przedstawili i podali tytuły utworów, które wykonywali (tak, jednak ludzie mający styczność z kulturą wysoką, w tym przypadku – muzyką klasyczną, prezentują niestandardowy poziom wrażliwości, który potrafią przekazać młodzieży). Charyzmatyczna Martyna Drużkowska, która wykonała taniec akrobatyczny, porwała wszystkich energią, a znawców – oryginalnymi proporcjami elementów tańca i akrobacji. Urocze Oliwia Dobosz i Natalia Chechelska poruszały się lekko niczym księżniczki krwi, wzbudzając powszechny zachwyt swoim image’em.
Tę miłą, małociasteczkową atmosferę zakłóciły jednak trzy persony, których występy zdawały się być drwiną ze starań organizatora, realizatorów dźwięku, kpiną z niezawodnego sprzętu elektronicznego, (szczególnie produktów pewnej amerykańskiej firmy w Polsce kojarzonej przez większość z trudno osiągalnym luksusem, a przez niektórych – z groteskowym snobizmem). Uczennica szkoły podstawowej, Jagoda Sadziak oraz dojrzała wokalistka, Magdalena Wyrwiński zaśpiewały w taki sposób, że nawet laicy zyskali przekonanie, iż wcale nie potrzebowały mikrofonów ani odtworzenia podkładów muzycznych w wysokiej jakości. Raczej przydałaby się im profesjonalna orkiestra rozrywkowa… A fe, drogie panie! Jak można było postawić organizatora w tak trudnej sytuacji? Narażać go na poczucie, że jednak czegoś…nie udało mu się zorganizować? Zagłuszyć wszystkie odgłosy docierające do sali i arogancko popsuć przyjemność widzom, którym czekoladki uwięzły w gardle? To przecież konkurs, a nie występy w Royal Albert Hall. Żenujący brak wyczucia chwili! Przykrym zgrzytem okazała się także prezentacja podopiecznej Mariana Folgi, Natalii Młynarz, która porwana z zajęć rysunku zatańczyła wymyślny układ bezczelnie bezpretensjonalnie. Bez koronek i tiuli? A, fe! Co za faux pas! Cóż za brak pokory – z wdziękiem wyrazić subtelną gamę emocji przy dźwiękach muzyki pozbawionej obowiązkowego „umcyk, umcyk, umcyk”. Ohyda!
Hm… Zaczęło się doskonale, ale po zakończeniu wszystkich prezentacji miałem poczucie, że całość tworzy wykres funkcji kwadratowej f(x)=x², czyli parabolę skierowaną ramionami do góry. Oczywiście, jest to tylko moja opinia, jak mniemam, zupełnie odmienna od zdania uczestników, ich opiekunów i widzów, którzy zdawali się doskonale bawić. (Zdanie jurorów zostało wyrażone w oficjalnym werdykcie, który jest ostateczny i nie podlega dyskusji).
W ten sposób została wyjaśniona część tytułu artykułu. A „ciąg talentów”? Może to wyrażenie opisuje zjawisko przypominające ciąg matematyczny? Tak.
Określenie jego monotoniczności pozostawiam uważnemu czytelnikowi (lepiej z tym zadaniem poradzą sobie ci, którzy widzieli wszystkie występy, a najlepiej – stali bywalcy Młodzieżowego Domu Kultury).
O tym, czy poziom występów finałowych będzie przypominał sinusoidę czy tangensoidę, czy zagra lub zaśpiewa jakiś gość specjalny, a publiczność usłyszy zawodową orkiestrę, przekonać się będzie można w Dzień Myśli Braterskiej, czyli przedostatni poniedziałek lutego. Dowiedziałem się, że zaprzyjaźnione bandy (zespoły muzyczne) nie mogły pojawić się 15 lutego na scenie, ponieważ wyjechały akompaniować „śpiewającym” humbakom z okazji Światowego Dnia Wielorybów. Niechaj niepowtarzalne wrażenia towarzyszące słuchaczom niesamowitych pieśni fiszbinowców staną się także udziałem publiczności podczas ostatecznej rozgrywki!
Jacek Fidyk
3 thoughts on “Ciąg talentów i wykres funkcji kwadratowej, czyli szał dopiero będzie!”
zażenowany
(18 marca 2016 - 18:25)Tupeciarsko i stronniczo. Wyniesiony na piedestały Adamczyk a zjechane dzieci. Gratuluję braku wyczucia i taktu. Żenada.
MłoDeK
(19 lutego 2016 - 12:46)Gdybym był złośliwy, a jestem, odpisałbym sz. pan. Jackowi Fidykowi, że zamiast smętnego, w większości niezrozumiałego elukubratu, warto się pokusić o wyrażenie swojej opinii po ludzku, czyli zrozumiale. A przy tym wyjaśniam, iż chętnie skorzystam z niewyczerpanych zasobów finansowych sz. pan. J. F, które zechce szczodrze ofiarować i następnym razem za jego pieniądze sprowadzę jurorów, którzy nie słyszeli o MDK, o Jaworznie, a nawet o Polsce. Takich prosto z Bollywoodu. ZA
AnnA
(21 lutego 2016 - 22:12)strasznie to jest napisane. !!! Co znaczy A FE ? Taniec Natalii Młynarz był na bardzo dobrym poziomie. Tym bardziej jak na jej wiek zatańczyła bardzo trudny układ, a tu ktoś po prostu zjechał dziewczynę nie obrażając pozostałych osób, raczej przebiła tańczących. Przykro się może robić. Tym bardziej osoba, która zatańczyła taniec akrobatyczny…. hmm nie sądzę, żeby porwała.
Komentarze są wyłączone.