CZTERY LWY ZE LWOWA – CZYLI LEON VOCI

Swój zespół założyli w 2015r., a już nieco ponad rok później osiągnęli etap półfinałowy etap polskiej edycji telewizyjnego show Mam Talent. Szerokim repertuarem znanych światowych muzyków oraz czerpaniem z ukraińskich pieśni ludowych zawsze pozytywnie zaskakują publiczność. Tym razem ukraiński kwartet LeonVoci (co można przetłumaczyć jako Głosy Lwów lub Głosy Lwowa) zabrał w muzyczną podróż tłumnie zgromadzonych w MDK-owskiej sali koncertowej widzów (a raczej słuchaczy).
Już na początku przyjemnie ukołysali publiczność Cohenowskim Hallelujah. Spokojna, nieco senna atmosfera utworu nie przeszkodziła jednak gorącemu aplauzowi, który nasilił się, gdy przemówił lider zespołu (Nazar Tatsyshyn): „Może nie mówimy dobrze po polsku, ale chyba się dogadamy!”
I rzeczywiście – dogadali się. Po angielsku, włosku, hiszpańsku, francusku, ukraińsku i oczywiście – czego oczekiwała widownia – po polsku. Tenorzy na co dzień nie śpiewają wyłącznie w zespole – są także znakomitymi solistami. Andriy Stetsksyy piosenką My way przypomniał miniony przed kilkoma dniami koncert ku pamięci Franka Sinatry. Roman Chava wybrał współczesny pop rock Eda Sheerana. Ihor Radvanskyi – choć nosi nazwisko najbardziej zbliżone do polskiego Radwańskiego – nawet z pomocą kolegów ledwo wykrztusił zaciągane po ukraińsku „Dzień dobry!”. Popisał się za to wyrafinowaniem bliskim włoskiej mafii w swoim wykonaniu Parla piu piano. I w końcu Nazar Tatsyshyn porwał z miejsc wystarczająco już rozgrzaną publiczność hiszpańską Granadą. Mimo że swoją interpretacją a cappella ludowego ukraińskiego Świeci księżyc „Lwy” dowiodły siły wspólnego tenoru, koncertowi brakłoby obecnego uroku bez akompaniamentu Orkiestry Lwowskiej. Pod batutą Romana Kreslenko instrumentaliści nie tylko dogrywali śpiewakom przy skocznym Funiculì Funiculà. Bez udziału tenorów wykonali m.in. Porywające tango argentyńskie Astora Piazolli.
Choć spektrum językowe i gatunkowe utworów było rozległe, muzyczne tournée minęło publiczności bardzo szybko. Więc bis! – piosenka niespodzianka, przypomnienie jednego z najwybitniejszych polskich tenorów – Jana Kiepury oraz jego “Brunetek i blondynek…”. “To zna każdy” – zachęca Tatsyshyn. Więc każdy z przyjemnością śpiewał, aż przyszedł czas pożegnania. Obyło się bez łez, ale nie bez wzruszenia, bo tenorzy zaśpiewali jedną z najpopularniejszych pieśni Andrei Bocelliego. “It’s time to say goodbye” – czyli “Czas powiedzieć żegnaj”. Lecz i tym razem “Lwy” nie zawiodły i wprawdzie pożegnały się… ale dopiero długiej po sesji zdjęciowej z zachwyconą publicznością i rozdaniu kilku autografów.   m&m

Post Author: MDK