Ewa – Ella, Mahalia i Georgia – w Jaworznie

Listopad już w swojej treści zwiastuje i nostalgię. Jesień z feeria kolorów odeszła w przeszłość, opadły liście z drzew, jest szaro, buro i ponuro. Nawet czas się zmienił na późniejszy. Tymczasem muzycznie tak się jakoś dzieje, że właśnie listopad jest najbardziej atrakcyjny. Zaczyna się wszak od „Jazzowych zaduszek”.
Jeszcze się nie skończył, a na jaworznickiej scenie Młodzieżowego Domu Kultury pojawiła się Ewa Uryga. Zdaniem krytyków muzycznych z „Jazz Forum” i „Twój Blues” – jedna z najlepszych wokalistek, o niezwykłej skali i murzyńskiej barwie głosu. Na czym polega „murzyńskość” wręcz nie wypada się dopytywać w dobie hiperpoprawności rasowej, która Murzynka Bambo skreśliła z elementarza. Tuwim był na tyle zacofany, że nie wiedział, że Bambo wcale nie był murzynkiem, lecz Afrykaninem. Uryga ma po prostu głos jak dzwon. Śpiewa z tak nieprawdopodobną lekkością, że nie tylko zachwyca. Zapiera dech w piersiach z zazdrości. Nawet tym, którzy bynajmniej o karierze wokalnej nie marzą. Z uśmiechem na twarzy porusza się po oktawach niedosiężnych dla zwykłego śmiertelnika. Jako nastolatka zafascynował ja Mahalia Jackson, królowa muzyki gospels, więc podjęła studia na katowickiej Akademii na wydziale Jazzu i Muzyki rozrywkowej. Nic więc dziwnego, że zainspirowała ją również inna diva amerykańskiej wokalistyki – Ella Jane Fitzgerald (1917-1996)– amerykańska wokalistka jazzowa, zwana „pierwszą damą piosenki”. Jedna z najwybitniejszych śpiewaczek w historii tego gatunku. Odznaczona Medalem Wolności przez prezydenta George’a Busha. Z okazji setnej rocznicy urodzin piosenkarki przygotowała znakomity program „Ballads for Ella” , który mieli okazje wysłuchać jaworzniccy melomani.
Zaczęło się jesiennie, sentymentalnie, balladowo. W wyobraźni muzycznej zakwitły kwiaty sawanny i prerii. Potoczyła się niesiona z wiatrem solanka kolczysta. Za każdym razem zapowiadana przez wokalistkę, jako zupełnie nieznana, choć znana wszystkim. Słuchacze zachwycili się i w zachwyceniu trwali, bowiem artystce towarzyszyła nie tylko znakomita Orkiestra Kameralna Miasta Jaworzna Archetti (której nazwy nie potrafiła poprawnie wymówić) pod batutą Wojciecha Wantuloka, (którego nazwiska nie potrafiła zapamiętać, więc z tak przemiłą kokieterią zaczęła się do niego zwracać per Wojtusiu, że dyrygentowi bynajmniej nie ujmowała autorytetu, lecz także New York Jazz Collective. Zespół składający się z tak uznanych nazwisk jak Mark Soskin – jeden z najbardziej cenionych pianistów jazzowych na świecie, absolwent słynnej uczelni The Berklee College of Music na wydziale kompozycji i aranżacji; miał też epizod aktorski, gdyż wystąpił w serialu „Seks w wielkim mieście” (gdzie zagrał siebie).
Luques Curtis – światowej sławy kontrabasista jazzowy, w 2016 zdobył tytuł tytułu basisty Down Rising Star (Wschodzącej Gwiazdy) w ankiecie krytyków. Jest także współwłaścicielem wytwórni płytowej Truth Revolution Records oraz Dorota Piotrowska – wybitna polska perkusistka jazzowa na stałe mieszkająca w Nowym Jorku. Skończyła romanistkę, ale w trakcie studiów, grając i koncertując z kubańskim zespołem, łączyła naukę z muzykowaniem. Postanowiła podążać za swoją pasją do jazzu i wstąpiła do Conservatorium van Amsterdam, gdzie poznała muzykę Ralpha Petersona, którego sylwetka zainspirowała ją do przeprowadzki do Groningen w Holandii, aby studiować pod jego okiem. Peterson wkrótce stał się jej muzycznym i życiowym mentorem. Tygodniowa wycieczka do Nowego Jorku zaowocowała dołączeniem przez Dorotę do programu wymiany na Long Island University, a później przeniosła się do The New School, gdzie w 2012 roku zdobyła wykształcenie jazzowe ze specjalizacją w grze na perkusji.
Zabrzmiał jazz z najwyższej półki. Lecz to bynajmniej nie koniec. Jaworznicka publiczność miała okazje poznać córkę wokalistki, przez długi czas grzecznie siedzącą wśród innych skrzypaczek Archetti. Oliwia Kędziora, córka Ewy Urygi i muzyka Jarosława Kędziory, jest altowiolistką. Współpracuje m.in. z Michałem Szpakiem (więc być może już odwiedziła Jaworzno), lecz obdarzona jest także słodkim głosem, nie tak mocnym jak Mama, ale bez wątpienia uroczym. Obie panie zaśpiewały – i widać było, że Mama, jak każda z mam, jest najdumniejszą mamą świata. Koncert poszybował w stronę rodzinności, swojskości, którą podkreślił ostatni akord koncertu – występ ochotników z widowni. Na scenę odważnie wybiegli, wyszli, zostali wyciągnięci ( w kolejności) pan Maciek, pan Krzysztof i pani Dorota, by wspólnie wykonać standard Franka Sinatry: Cheek To Cheek. Pewnie pani Ewa nie spodziewała się, że trafi na takich wyjadaczy scenicznych, obdarzonych nie tylko odwagą, lecz także niewątpliwym talentem. Przepięknie śpiewali, szczególnie pani Dorota, która miała naprawdę blusowo -soulową barwę głosu, która potrafiła zachwycić widownię. Może się ujawni i zaprosi na własny koncert. Pan Krzysztof powalił widownię na kolana głębokim barytonem i nostalgią za Georgią, w której był onegdaj. Gdyby wokalistka nie postanowiła wreszcie podziękować przypadkowym współartystom, kto wie, kiedy zakończyłby się koncert. W nagrodę wykonała „Georgia on My Mind” – standard napisany w 1930 roku przez Stuarta Gorella (tekst) i Hoagy Carmichaela (muzyka). Piosenka wykonywana była przez wielu artystów, wśród których byli: Dean Martin, Glenn Miller, Willie Nelson, Anita O’Day, Ella Fitzgerald, Jo Stafford, Gladys Knight, James Brown, Louis Armstrong, Billie Holiday, The Band, Django Reinhardt, Wes Montgomery, Jerry Lee Lewis, Van Morrison, Coldplay oraz Hoagy Carmichael (z Bix Beiderbecke), Budka Suflera i Garou. I nie było to bynajmniej wykonanie gorsze. Może nawet lepsze, choćby dlatego, że wykonane w mieście, które pretenduje do tytułu Miasta Roku 2017 z ogromnymi szansami.

Post Author: MDK