rozmowa z paniami Małgorzatą Rogalą i Haliną Darkowską
Przyznanie Grand Prix Karinie Skwarczyńskiej było bezsporne. Intonacja, poczucie rytmu, dykcja, artykulacja – bez zarzutu. Bardzo rzadki przypadek wykorzystania stroju jako rekwizytu. A przede wszystkim bardzo dobra interpretacja. Dziewczyna po prostu myślała na scenie, co robi. Uczestnicy zaprezentowali wiele różnorodnych propozycji wokalnych, wykonanych na różnym poziomie. Wspaniale, że przyjeżdżają z różnych miejscowości, to jest taka twórcza konfrontacja różnych ośrodków, bez wątpienia dodająca uroku festiwalowi. Niestety, sporym mankamentem jest brak zainteresowania występujących konkurencją. Kiedyś było więcej zaciekawienia. Teraz nieustannie się zdarzają przypadki: wystąpiłem i natychmiast opuszczam widownię. A przecież w ten sposób można wiele się nauczyć, a przy okazji tak okazuje się szacunek dla innych – a tym samym także dla siebie.
Śpiewają po dwa utwory – nie zawsze oba na tym samym poziomie, a my musimy wyciągnąć średnią. To również utrudnia ocenę. Zdarzały się lapsusy wokalne i nieczystości, na szczęście niezbyt często. Za to wiele przypadków złego doboru repertuaru, który „kładzie” wykonawców. Piosenki dla dorosłych wykonawców, profesjonalnych zespołów, których początkujący wokaliści nie są w stanie dobrze wykonać. Bez swojej winy. Po prostu do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć.
O tym chętnie rozmawiamy z wykonawcami i ich opiekunami, staramy się rodzić, podpowiadać. W tym roku sporo podchodziło do stolika jurorskiego i rozmawiało a nami.
O jakie uwagi chodzi? Choćby właśnie dobór repertuaru, albo kwestia akompaniamentu, aranżacji czy trudności techniczne wykonywanego utworu. Lepiej sobie nie akompaniować, jeśli utwór jest trudny do zagrania i zaśpiewania, a obu czynności nie opanowało się jeszcze w wystarczającym stopniu. Wygórowana ambicja zwykle nie popłaca. Nawet wykształcony akademicko wokalista nie od razu może podejmować się wyzwań na miarę mistrza śpiewu. A w tym konkursie uczestniczą przecież amatorzy, chociaż, co musimy przyznać z radością, utalentowani.
Jak poprawić poziom festiwalu? Przede wszystkim bardzo przydałyby się warsztaty. Koniecznie dla instruktorów, a w miarę możliwości także dla młodzieży. Tym bardziej, że Jaworzno słynie ze znakomicie przygotowanych i przeprowadzanych warsztatów. Bywali tu wspaniali instruktorzy, choćby Marek Raduli. Jednak dla mnie istotna jest możliwość porozmawiania, podyskutowania, przedstawienia własnych poglądów i przemyśleń. Uważam, że jest to dobra droga do poprawienia jakości Festiwalu Kultury Dzieci i Młodzieży „Jawor”.