Pod koniec XIX w. pojawił się, a jakże, w Paryżu, bo gdzież mógł powstać? – kabaret. Nazwa wiązała się z miejscem występowania – z knajpą, bo tam właśnie grupka artystów postanowiła bawić gości improwizowanymi skeczami, piosenkami, często poruszającymi aktualne problemy polityczne. Dziś jesteśmy świadkami odchodzenia od tej formy rozrywki, nieco już skostniałej, przewidywalnej, w dodatku oczekującej od widza nie tylko współpracy, lecz także uwagi i myślenia. Jej miejsce zajmuje Stand up, wciąż jeszcze, jak niegdyś kabaret, kontrowersyjna sztuka, w której nie ma tematów tabu. Jest z jednej strony łatwiejszy do realizacji – nie wymaga rekwizytów, strojów, nawet przygotowanego wcześniej tekstu – po prostu komik staje przed publicznością i ma jedno, za to niezwykle trudne zadania – rozbawić widownię do łez.
Podczas występu wiele rzeczy dzieje się spontanicznie. Standuper nie skupia się tylko na swoim programie, ale także zwraca uwagę na publikę, wchodzi w polemikę z ludźmi – Mateusz Socha trafił na znakomitą rozmówczynię, Kobietę Pracującą z Chrzanowa. Rezolutną wygadaną, a przy tym mającą sporo do powiedzenia. Wiele się od niej i kibicującej publiczności dowiedział, że Chrzanów jest położony niedaleko Jaworzna, o kilka kilometrów, o piętnaście minut, o dobre pół godziny. Zdezorientowany Mateusz zaczął się zastanawiać, ile tych Chrzanowów jest faktycznie, lecz ten problem szybko przykrył fakt wielozawodowości chrzanowianki. Okazało się, że jest jednocześnie pracownicą Fabryki Papieru w Chrzanowie, a może i w Krakowie, bo ujawniła, że prosto z sali widowiskowej rusza do stolicy Małopolski, sprząta i chętnie wysprząta również mieszkanie Sochy, jeśli będzie miał taką potrzebę, bo swoje usługi poleca wszystkim, nadaje się również do innych zajęć. Jednym słowem – wszechstronna. Niczym Irena Kwiatkowska, absolutny wzorzec kobiety pracującej, która żadnej pracy się nie boi.
To był drugi support wprowadzający na scenę popularnego stand-upera z Żagania w województwie lubuskim, zawodnika drużyny siatkarskiej w drugiej lidze, aktualnie szczęśliwego męża i ojcem. Na scenie występuje od 2016 r.
Pierwszym był kilkunastominutowy skecz Pawła Konkiela, który przybliżył szczegółowo, obrazowo i niezwykle realistyczne swoje problemy z przemianą materii. Widownia wraz z nim skręcała się – ze śmiechu – słysząc o zabawnych perypetiach, jakie sprawiło burczenie w brzuchu w czasie randki z miłośniczką kotów. Oczywiście pokochała do do utraty tchu, mruczał bowiem lepiej niż jej ulubiony sierciuch, a przy tym zdecydowanie głośniej. Dowcipy potrafią zniesmaczyć, zaszokować, ale przede wszystkim mają za zadanie rozśmieszyć widzów do granic możliwości. I to się udało – śmiech perlisty, tubalny i rechotliwy wtórował artyście. Konkiel to śmieszek, memiarz, komik, paranoik i ekspantoflarz. Prowadzi Instagramowy funpage „Stan przedzawałowy”, gdzie nie ma litości dla tematów tabu. Uważa, że inteligentni ludzie się nie obrażają. W swoim stand-upie pokazuje męski punkt widzenia życiowego luzaka, trochę marudy, trochę patałacha. (z Internetu)
Konkiel niestety (?) nie ma ani dzieci, ani żony, więc pozostawił szeroki ocean problemów, nad którym mógł się pochylić Mateusz Socha – mąż i ojciec już rocznej córki. Komicy bardzo często opowiadają o swoich indywidualnych przeżyciach, przemyśleniach. Skupiają się na swoim życiu, radościach, rozterkach, czy niepowodzeniach.
Socha wspomniał – Kiedy urodziła się moja córka, poczułem się staro. Duchowo, ale też fizycznie. Zacząłem dbać o siebie, bo wiem, że teraz mam obowiązek, więc muszę żyć przede wszystkim. Nie piję, tzn. staram się nie pić tak dużo jak wcześniej, czytam, zamiast oglądać głupie rzeczy .
Wcześniej nie było tak całkiem głupio – po ukończeniu liceum przeprowadził się do Wrocławia, gdzie studiował na Uniwersytecie Ekonomicznym oraz pracował na słuchawce w Eurobanku. Niewiele brakowało, a zostałby banksterem, a potem, kto wie? – premierowski wzór sam ciśnie się na pamięć.
Niestety zobaczył na YouTube stand-up w wykonaniu Jacka Nocha, a następnie na Comedy Central i stwierdził, że robiłby to lepiej, co potwierdzali mu ludzie z korporacji, widząc jego talent komediowy. Nie wyjaśnił, jak oceniali jego działalność biznesową.
Pierwszy raz na scenę wyszedł w styczniu 2016 roku w Kuźni Stand-upu – konkursie dla amatorów. Bezapelacyjnie był najlepszy z 7 występujących. Postanowił więc rzucić pracę i zająć się zawodowo stand-upem. Otworzył scenę stand-up w Żaganiu i organizował trasę 6×7. W kolejnych miesiącach wygrywał kolejno następne – Festiwal Ludzik One Man Show i Festiwal Komedii SZPAK.
Znów szczegółowo opisał, ku ogromnej radości widowni, która biła brawo, głośno i entuzjastycznie pokwikiwała, jak zagłębił się pod spódnicę rodzącej właśnie żony i robił, na jej gorącą prośbę, zdjęcia. Jeszcze ciekawsza, bez wątpienia, była opowieść o operacji stulejki, która niepodzielnie, autokratycznie i bez zahamowania zachwyciła publiczność. Panom najbardziej podobała się reakcja teściowej, która nie tylko, że dopingowała do działań uzdrawiających okaleczonego męża, ale i sama była gotowa chwycić sprawy w swoje ręce.
Na drugi występ – były bowiem dwa, przy szczelnie wypełnionych fotelach – przyszła zdaniem Mateusza lepsza widownia. Ta na 17.30, jego zdaniem, była zestresowana pośpiechem spowodowanym zakończeniem pracy, ogarnięciem domu, spożyciem obiadu itp. Widownia z godz. 20 – miał nadzieję, będzie już po spożyciu, więc naturalistyczne dowcipkowanie przyjmie z jeszcze większym entuzjazmem.
Sukces stand-upu Karina Leksy w swojej pracy Ekshibicjonizm społeczny w przestrzeni wirtualnej – rozważania społeczno-pedagogiczne wyjaśnia: Od pewnego czasu miejsce słynnego kartezjańskiego „dowodu na istnienie”: „myślę, więc jestem”, zajmuje coraz jawniej wersja dostosowana do współczesnej ery masowej komunikacji: „widzą mnie, więc jestem”. Internet i portale społecznościowe nie tylko sprzyjają zmianom w zakresie wizerunku jednostki i je ułatwiają, lecz także powodują wyraźnie obserwowalne zacieranie się granicy pomiędzy sferą prywatną a sferą publiczną; dzieje się to w sposób przez jednostkę zarówno niezamierzony i nieświadomy, jak i celowy oraz dobrowolny.
A stand-up jest tego wyśmienitym, a przy tym podanym przez specjalistkę – dowodem.