Polacy, a może po prostu wszyscy chrześcijanie – kochają śpiewać kolędy. Dowody wprost – pierwszy: ponad sto zespołów, które wystąpiły w jaworznickich eliminacjach w czasie festiwalu „Złota kantyczka”, drugi: wypełniona po brzegi sala na koncercie kolędowym Macieja Miecznikowskiego. Zgoda – bilety były tanie, cel – wspomożenie Wspólnoty Betlejem, która od szesnastu już lat przepięknie wkomponowała się w pejzaż Jaworzna. Ostatecznie w mieście jest też Jerozolima, Rzym, nawet „mała Moskwa”. Ale ileż można?
A właśnie, że można, bo melodie przecudne, słowa znane i ochoty do pośpiewania aż nadto. Serce się raduje, głosy chwalą Pana, a nad wszystkim unosi się cudownie ciepła, rodzinna aura świąt Bożego Narodzenia.
Maciej Miecznikowski, Kaszub (jak nie wymienię kto) z maleńkiej wioseczki Pobłocie (Pòbłocé) w powiecie wejherowskim ma głos jak dzwon. Trudno się dziwić, to przecież piosenkarz, muzyk i prezenter telewizyjny, członek Akademii Fonograficznej ZPAV, co więcej z wykształcenia jest śpiewakiem operowym (bas). Od lat czas bożonarodzeniowy poświęca na propagowanie zwyczajów świątecznych, o których opowiada z prawdziwą swadą i wspólnym kolędowaniu. Czasem daje, zwykle w kościołach, ok. 30 koncertów od świąt do końca stycznia. Tym razem trafił do Jaworzna na zaproszenie Wspólnoty. Trochę dziwne – tradycyjnie spożywamy karpia, a tymczasem znad morza przypłynął “Leszcz”.
Zanim zaczął, dowiedział się, że w swojej kolędniczej misji bynajmniej nie jest odosobniony. Film, zrealizowany przez amatorską (amator – czyli miłośnik) grupę filmową błyskawicznie (bowiem relacja ukazywała kolędowanie z drugiego dnia tegorocznych świąt Bożego Narodzenia) pokazał, jak „Betlejem” przywraca zwyczaj kolędowania. Nie ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni – wizyty duszpasterskie, lecz ludowe odwiedzanie domów przez utalentowaną młodzież, przebraną za Żyda, Heroda, Anioły, Śmierć i inne postacie z szopek. Oczywiście z muzyką – kolędami i pastorałkami. Okazało się, że najście rozbudowanej bandy kolędników, których „hersztem” był ks. Mirosław Tosza, nie tylko nie wywołało przerażenia u dąbrowskich sąsiadów, lecz wręcz przeciwnie – stało się niezapomnianym przeżyciem. Entuzjazm powrotu do danych zwyczajów udzielił się również kaszubskiemu wykonawcy. Zaśpiewał indywidualnie jedną kolędę, przepiękną, nostalgiczną „Nie było miejsca dla Ciebie”. Okrasił ją anegdotą: w jasełkach przygotowanych przez dzieci rolę niedobrego gospodarza, który odmawiał gościny Świętej Rodzinie, zagrał chłopczyk, który miał dobre serce. Zamiast przegonić, zaprosił Wędrowców. Skonsternowany Józef najpierw się zdziwił, lecz gdy Gospodarz uporczywie ponowił zaproszenie, rezolutnie, by nie zepsuć ewangelicznego przesłania, spuentował – chodź Maryjo, tu dla nas zbyt drogo!
Kolejne kolędy, chciał czy nie chciał, już śpiewała cała widownia. Z tym większą łatwością, że Artysta zadbał o wyświetlany na ekranie tekst. Łatwo zatem było pobić rekord Guinnessa i odśpiewać całe 48 zwrotek kolędy.
Nic więc dziwnego, że publiczność podziękowała piosenkarzowi owacjami na stojąco, a członkowie Wspólnoty wręczyli mu upominki. Wyraźnie był zdziwiony – przecież koncert miał na celu wspomożenie finansów Wspólnoty. Tymczasem bezdomni obdarowują Artystę. Co więcej – zapraszają w odwiedziny do domu, w którym mieszka obecnie 25 osób, z różnymi, co prawda, często bardzo traumatycznymi przeżyciami, lecz otwartych na innych, dynamicznych i pełnych zapału do tworzenia.
Zbierano również datki na „Projekt Hundertwasser” – stworzenie dobrego miejsca, w którym młodzi bezdomni poczuliby się potrzebni i oczekiwani, twórczo i ciekawie spędzili czas. „Projekt obejmuje odnowę i przekształcenie starego domu, w którym mieszkamy (budynek mieszkalny dla 25 osób, pokoje, kaplica, oratorium, galeria, pracownie) oraz dobudowę budynku kawiarni (miejsce spotkań, koncertów, wystaw i kawiarnia z własną palarnią kawy i domowym ciastem, w której znajdą zatrudnienie osoby bezdomne i bezrobotne z naszej wspólnoty) – wyjaśnił ks. Mirek. I zaapelował – Pomóżcie nam stworzyć takie miejsce! Piękne, kolorowe, pełne zieleni i życzliwych ludzi. Miejsce, w którym odzyskają ochotę do życia, pokrzepią swoje siły, ciekawie i twórczo spędzą czas. Stwórzmy miejsce, do którego i my możemy przyjść, by odpocząć, pomodlić się, posłuchać muzyki, obejrzeć wystawę fotograficzną, wypić dobrą kawę, a dzieciom dać sposobność do dobrej zabawy i dziecinnych szaleństw!
Zapewne jeden koncert nie sprawi, że od razu powstanie nowy obiekt, lecz dobro zawsze zwycięża, więc z pewnością za jakiś czas powstanie nowa siedziba dająca opuszczonym, smutnym, porzucony, zaplątanym – nadzieję.