Ernest siedzi i płacze nad swoim losem przegranym, bo oto porzuciła go żona, a co gorsza, dostał wypowiedzenie z pracy w korpo. Próbuje go pocieszyć małpką, a raczej pełną torbą (ekologiczną, płócienną) pożądliwie dzwoniących małpek Kotlet, który właśnie wyleciał z zespołu chippendales. W równie opłakanym stanie przybywa z keyboardem Manuel, którego opuściła wena kompozytorska, lecz nie opuściła naopiekuńcza mamusia, nachalnie wydzwaniająca z poleceniem, by wrócił do domu na właśnie upieczonego murzynka. Panowie degustuję w przyspieszonym tempie małpki, które wracają im nie tylko chęć do życia, lecz także inwencję i talenty. Tak powstaje The Strings, zespół hip -hopowy, a właściwie disco – polowy, który zdobywa sławę na festiwalu muzyki – sacrosongowej. Artyści nie zorientowali się wcześniej, że mają śpiewać na chwałę bożą, więc na gorąco przerabiają słowa przeboju i tak zamiast „ogol się pod paszką” – słowa zabrzmią „otocz nas swą łaską”, gdzie miało być „będziesz moją laską” powstaje „zostań moją Matką”. Prawdziwy średniowieczny dramat religijny – mirakl (cud) gatunek o charakterze dydaktycznym; bo oto wpływ Matki Boskiej i świętych, sprawiła, że Pan Kuba zachwycił się ich talentem i zaproponował trasę koncertową. Sława porywa ich aż do Chin.
Błahość fabuły nie przeszkodziła bynajmniej znakomitej zabawie, która porwała jaworznicką publiczność. Jokulatorzy czyli wesołkowie uwiedli widownię werwą i profesjonalizmem. Widać było, że sami bawią się równie znakomicie. A pojawili się nie byle jacy artyści z naszym, jaworznickim Wojtkem Brzezińskim na czele, który od dziecka czarował swoim talentem wokalny, jednak wybrał aktorstwo. Brylował Misiek Koterski, udowadniając swoją absolutną wszechstronność – miesiąc temu pojawił się na ekranie w roli tow. Edwarda, tu śpiewał, całkiem nieźle, tańczył, znakomicie i przeklinał, absolutnie realistycznie. W tańcu nie dorównywał oczywiście Krzysztofowi Wieszczkowi, który wygrał z Agnieszką Kaczorowską (niestety na spektaklu nie pojawiła się ) Dancing with the Stars – Taniec z gwiazdami. Najbardziej wysportowany z ekipy The Strings – Piotr Borowski, uprawiający boks tajski, brazylijskie ju-jitsu, capoeirę, jazdę na rolkach, karate, pływanie, aikido, shootfighting, strzelectwo, szermierkę, tenis, windsurfing i żeglarstwo, dostał rolę najbardziej statyczną, organisty, więc nie mógł w pełni pokazać swoich umiejętności. Paroksyzmy śmiechu wywołał szalony i w pełni zawodowy tanec
czarnego łabędzia, Bartosza Żukowskiego (Walduś Kiepski wszystko potrafi, no, nie tatuś?), który na kaczych nóżkach wyczyniał baletowe piruety, by chwile później zamienić się w podstępnego menago Pana Kuby.
Publiczność włączyła się do udziału tak skutecznie, że zaśpiewany po „chińsku” song discopolowy zabrzmiał na widowni MDK niczym chór soboru prawosławnego błagającego śpiewem o pomoc w pokonaniu nacierających na Moskwę Ukraińców. Był więc bis, tris, a nawet czwartis. Wreszcie zabawę stanowczo zakończył Misiek – A teraz już wyp… opuszczamy scenę.
W chińskiej przygodzie zabrzmiały ironicznie echa prawdziwego skandalu.
„Plotki o wielkiej karierze The Strings w Chinach przez kilka lat szalały w polskich mediach. W końcu okazało się jednak, że nie miała ona odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Kotlet opowiadał, że podpisano kontrakt na 67 mln płyt. W rzeczywistości w Chinach The Strings nie wydał ani jednego egzemplarza. Płyty Ernest Skalski sprzedaje od 10 lat w Polsce. Nagranym na nich w języku chińskim piosenkom przypisuje sobie autorstwo. Chciałbym procesem – ostrzega pan Kuba – położyć wreszcie kres nie tylko tej jawnej kradzieży praw autorskich, ale też kreowanej przez Ernesta od lat mistyfikacji o jego rzekomo zawrotnej karierze w Chinach i milionach sprzedanych płyt. Kawałki nagrane po chińsku dostępne są w Polsce do kupienia”.
Echa autentycznego skandalu, nie przeszkodziły karierze politycznej, trafił nawet do sejmu RP, założyciela prawdziwej kapeli discopolowej, która za dwa lata będzie obchodziła 40 lecia muzykowania.
Całość, niczym bańka mydlana mieni się tęczowymi barwami ruchu, talentu i profesjonalizmu znakomitych aktorów, których (nie wiem jak?) namówił do udziału w przedstawieniu autor i reżyser Maciej Kowalewski – bo jak to w bańce bywa – w środku pustka przeraźliwa.
Wystąpili:
Wojciech Brzeziński (Ernest Skalski)
Michał Koterski (Kotlet)
Krzysztof Wieszczek (Lerua)
Bartosz Żukowski (Pan Kuba)
Piotr Borowski (Manuel)
Scenariusz i reżyseria: Maciej Kowalewski