Austriacka tradycja Sylwestrowych i Noworocznych koncertów Filharmonii Wiedeńskiej trwa nieprzerwanie od 1939 roku. Bilety na tę muzyczną uroczystość należy rezerwować z co najmniej rocznym wyprzedzeniem, a ich ceny mogą przekroczyć nasze możliwości finansowe. Nam jednak niepotrzebne tak dalekie i kosztowne podróże, gdyż jaworznicka publiczność na MDK-owskiej sali koncertowej i w towarzystwie znakomitych polskich muzyków również może poczuć się niczym „Nad pięknym modrym Dunajem”…Walcem Johanna Straussa II Koncert Wiedeński, zorganizowany przez Jędrzeja Tomczyka, rozpoczęło dwoje skrzypków (Andrzej Tulik i Emilia Zawisza) oraz pianista (Piotr Łukaszczyk). Wkrótce wśród klawiszowo-smyczkowego akompaniamentu zabrzmiał donośny tenor (Tomasz Tracz) i czarowny sopran (Katarzyna Staroń-Bogacz). Para głosów połączyła się w melodyjnym pocałunku, czyli „Il Baccio” Luigi Arditiego. Patetyczna atmosfera nie trwała jednak przesadnie długo! Zaraz bowiem zespół zabrał widownię na inaugurację kolei liniowo-terenowej na szczyt Wezuwiusza. Jamme, jamme 'ncoppa, jamme jà. Funiculì, funiculà! (Chodźmy, chodźmy, pojedźmy w górę, pojedźmy. Kolejka linowa!) – zaczęła coraz żywiej powtarzać za uroczystym tenorem publiczność. Nastrój z arcypoważnego przybrał radosne szaty, a w ślad za nim poszła sopranistka, zmieniając swe przyodzienie w strój „Wesołej Wdówki”. Wraz ze swym wokalnym kochankiem kobieta porwała słuchaczy do wspólnego śpiewania. Cała sala rozbrzmiała słowami, znanymi nam Polakom przede wszystkim z wykonania Jana Kiepury i jego żony Márthy Eggerth. „Usta milczą, dusza śpiewa – kochaj mnie!” – rozlało się niby emocjonalna fala. Nietrudno zatem było wywołać w zebranych chwilę refleksji. Tym razem już bez pomocy tenora jaworznicka widownia wyśpiewała sentencję z „Księżniczki Czardasza” Imre Kálmána – „Wielka sława to żart,/ książę błazna jest wart,/ złoto toczy się w krąg/ z rąk do rąk, z rąk do rąk”.
Na scenie wybuchł nagle niespodziewany konflikt.
Drodzy państwo! – rzecze skrzypek, Andrzej Tulik – My przez cały czas się tak staramy, a ten oto jegomość – wskazuje na pianistę – gra bez przerwy tę samą frazę, a otrzymuje te same brawa. Skandal!
Tak więc widownia miała, okazało się – niewątpliwą, przyjemność odsłuchania improwizacji klawiszowej w wykonaniu Piotra Łukaszczyka. Po takim popisie sam prowokator złożył pianiście należne gratulacje. Zatarg jednak pozostał, jednak nie tylko między dwoma instrumentalistami.
„Ona pewnie teraz wyjdzie w nowym stroju, coś zaśpiewa, coś zatańczy i otrzyma największy aplauz!” – oburza się klawiszowiec. Zamiast sopranistki jednak pojawia się tenor… w stroju kelnera (!) i odśpiewuje słynne „La Donna È Mobile”, czyli – „Kobieta zmienną jest”. I to on otrzymuje ogromne brawa.
Cóż za niesprawiedliwość! – pomyślałby maestro fortepianu.
Zaraz jednak na scenie pojawia się ponownie odmieniona wokalistka i spotyka się z przyjęciem jeszcze cieplejszym niż wykwalifikowany pracownik włoskiej restauracji.
Sytuacja okazuje się co najmniej trudna, by pogodzić wszystkich artystów. Zatem to czas na „Medytacje” z opery „Thaïs” Jules’a Masseneta. Te natomiast szybciej usypiają samych muzyków, niźli słuchaczy. Poklask, z jakim publika odbiera fragment opery szybko, budzi muzyków. Wszystkie inne konflikty ucichły, jednak spór skrzypka z pianistą pozostał – zatem zakład!
„No wiesz… mi płacą do wpół do!” – ogłasza Łukaszczyk.
„ A mnie do końca… – mówi Tulik – ale jeśli dorównam Ci tempem, jesteśmy kwita!”
„Zgoda!”
I tak panowie równym skokiem strun i klawiszy odegrali wybijany na koniec tradycyjnych Koncertów Wiedeńskich „Marsz Radetzky’ego” autorstwa starszego Jahanna Straussa.
Nie ma się co zatem sprzeczać! A choć Nowy Rok 2019 rozpoczął się już niemal 2 miesiące temu, czas Karnawału trwa nadal – bo aż do 5. marca. Grajmy więc, świętujmy i oczekujmy kolejnych takich imprez!”. Bo radości nigdy za wiele…