Śmiech to zdrowie – bowiem: sprawia, że dotleniasz organizm, zwiększa odporność, rozładowuje stres, poprawia nastrój, dodaje energii, upiększa, uaktywnia mięśnie – śmiechem wzbudzasz sympatię. Więc śmiejmy się. Ale z czego? – zapyta dociekliwy smutas.
Najczęściej lubimy śmiać się – z kogoś. Szczególnie, gdy temu komuś podwinie się noga. Na szczęście śmiech pomaga też w nieszczęściu – czego dowodem są żarty wojenne czy polityczne. Jednak znakomita większość komedii to w zasadzie różne realizacje diagnozy Gogola – z czego się śmiejecie? – sami z siebie się śmiejecie. Jeśli napisane są przy tym dowcipnie – warto na nie pójść, jeśli są znakomicie zagrane – wówczas wieczór spędzony w teatrze można zaliczyć zdecydowanie jako udany.
Nerwica natręctw spełnia oba te warunki, nic więc dziwnego, że mimo iż spektakl odbył się już w MDK – owskiej sali widowiskowej niemal dokładnie rok temu, publiczność wypełniła szczelnie widownię i to na dwóch spektaklach. Dlaczego? – zapytałem znajomego. Bo – usłyszałem – warto.
A przecież temat jest mało śmieszny – oto u psychiatry spotykają się ludzie, którzy nie dają sobie rady ze swoimi emocjami, co gorsza ich nerwice irytują ich współmałżonków, przyjaciół, znajomych. Cierpią na przeróżne natręctwa, które sprawiają, że zmagają się z nawracającymi, nieprzyjemnymi myślami (obsesje) i odczuwają przymus wykonywania określonych czynności (kompulsje). Takim osobom należy współczuć, nie wyśmiewać się z nich. Jednak Laurent Baffie francuski pisarz, reżyser filmów krótkometrażowych, aktor i satyryk potrafi wydobyć z kontrowersyjnego etycznie tematu niezwykle pozytywne przesłanie – pomagajmy sobie, przyjaźnijmy się, spróbujmy się zrozumieć.
Przecież praktycznie każdy z nas cierpi na jakąś przypadłość, każdy zmaga się z problemami, lękami, depresjami, zwątpieniem czy niezrozumieniem. Stąd prawdziwy bezlik różnorodnych nerwic, fobii, obsesji. Najstarszy z bohaterów spektaklu Fred cierpi na zespół Touretta, który sprawia, że nie może się powstrzymać od przeklinania, obrzucania paskudnymi inwektywami innych. Też tak macie? Wystarczy posłuchać nagrań „kelnerów”, żeby się przekonać, że ta choroba dotknęła też naszych wybrańców, polityków. Trudno inaczej – przekleństwa już od dawna nie są symptomem menelstwa spod przysłowiowej budki z piwem. Klną starzy i młodzi, bluzgi słychać wszędzie – publiczność wyraźnie się ożywia, gdy w kabarecie pada nawet najordynarniejsze wyrażenie. Zamiast potępienia – oklaski. Więc może to nie choroba? Zdzisław Wardejn przy tym potrafi tak kląć, że nie przestaje być wytwornym starszym panem – prawdziwe mistrzostwo.
Najbardziej zabawny z wszystkich pacjentów Vincent, zagrany brawurowo przez Andrzeja Zielińskiego, cierpi na arytmomanię – chorobliwe obliczanie, przeliczanie, mnożenie w pamięci wszystkiego ze wszystkim. O jakżeby chcieli zapaść na taką chorobę polscy maturzyści, którzy nie potrafią zdać matmy! Laborantka Blanca (przezabawna Katarzyny Ankudowicz) ma obsesję na punkcie czystości, ciągle myje ręce (ablutomania), boi się zarażenia chorobą (nozofobia). Mogła by się stać cudownym wzorem do naśladowania niedomytym, lekceważącym nakazy higieniczne Polkom i Polakom pokazywanym we wszystkich programach na zlecenia ministra zdrowia w czasach pandemii. Bob (Rafał Królikowski, który udowodnił, że jako aktor potrafi wcielić się w każdą postać ) boi się stanąć na liniach i jest niewolnikiem symetrii. Symetryzm, to konieczność symetrycznego ustawiana wszelkich przedmiotów wokół siebie- także polityczny wytrych służący jako usprawiedliwienie swoich niecnych postępów: oni też tak robili! Obsesyjne religijna (a jakże) Maria nadużywa Imienia Pańskiego raz za razem, jednocześnie (tak pokrętnie działa choroba) myśląc o seksie – przykłady ludzi tego rodzaju są od jakiegoś czasu główną bolączką łowców pedofilii. Jednocześnie cierpi na ruminację, czyli ciągle ma wątpliwościami, czy wykonała określone ważne czynności (takie jak zakręcenie kranu, zamknięcie domu itp. „Normalni” nazywają to roztargnieniem, lub sklerozą, która nie boli, ale trzeba się nachodzić. Jowita Budnik w tej roli znalazła się znakomicie, ku radości widowni – szczególnie gdy uległa wdziękom flirtującego taksówkarza, którego początkowo nienawidziła. I jeszcze jedna choroba – niechoroba: palalia, polegająca na ciągły powtarzaniu słów czy całych wyrażeń. Wystarczy otworzyć dowolną stację radiową lub telewizyjną, by wylał się ciąg tych samych słów, tych samych diagnoz – najczęściej oczywiście uzależnionych od sympatii politycznych wydawców. Karolina Sawka wcieliła się profesjonalnie w postać pierwszej naiwnej i absolutnie podbiła publikę swoim urokiem i akroskim kunsztem.
A – cytując klasyka – takich chorób jest ze czterdzieści, sami wiemy, która w nas się zmieści. Żeby zostać przy literze „A” – arachnofobia – lęk przed pająkami, apiofobia, czyli lęk przed pszczołami, przed użądleniem przez nie, akrofobia, czyli lęk przed wysokością, ankraofobia, czyli lęk przed wiatrem, agorafobia, czyli lęk przed otwartymi przestrzeniami, awiofobia, czyli lęk przed lataniem samolotem, androfobia, czyli lęk przed mężczyznami…
Miłego oczekiwania na kolejny spektakl. Zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć.