Niespodziewana wiktoria Mariana Folgi!

Sztuka nie jest bynajmniej tym, co sądzi prostak: rodzajem natchnienia, które nie wiadomo skąd się bierze i rządzone przypadkowością pokazuje jedynie zewnętrzną, malowniczą stronę zjawisk. To mądrość uskrzydlona geniuszem, ale idąca konieczną, determinowaną przez najwyższe prawa, drogą rozwoju.     Eugène Delacroix

Z myślą francuskiego malarza zgodził się polski wszechstronny artysta i niezwykły nauczyciel, Marian Folga, przyznając po przyjeździe z wiosennego konkursu „BodyArt Czech 2019ˮ1, że pomysł zgłoszenia do zawodów nie tylko siebie, ale też kilkunastoletniej podopiecznej, nie był spontaniczną reakcją na jej nagle objawiony talent, lecz decyzją poprzedzoną mozolną pracą z młodą adeptką sztuki, nad której rozwojem czuwał wiele tygodni. I wygrał. Zajął drugie miejsce w kategorii bodypainting i zwyciężył.
Stał się prawdziwym mentorem, a nie papierowym maestro, odkładającym kolejne dyplomy do spęczniałego archiwum – jego uczennica, Wiktoria Wędzicha, zdobyła pierwsze miejsce w kategorii facepainting i pierwsze miejsce w kategorii bodypainting (dla początkujących), opromieniając nową sławą znane już nazwisko swojego preceptora.
Ten skromny człowiek nie aspiruje do roli alfy i omegi, wyroczni czy bożyszcza młodych wychowanków, lecz konsekwentnie stosuje zasadę Owidiusza: Kropla drąży skałę. Cierpliwie, systematycznie, niestrudzenie i zupełnie niemodnie – bez spektakularnych fajerwerków metod aktywizujących – wprowadza w tajniki rzemiosła swoich następców, których talent pełni jedynie funkcję katalizatora procesu rozwoju aktywności twórczej. Na pozór skupiony na sobie artysta, przedkładający improwizację nad działania planowe, to w rzeczywistości otwarty na innych człowiek, sumienny instruktor i uważny obserwator, który doskonale zdając sobie sprawę z możliwości uczniów i poziomu opanowania przez nich pewnych umiejętności, w odpowiedniej chwili ujawnia światu ich kunszt z finezją wytrawnego pedagoga.
Zawody w czeskiej Pradze w marcu 2019 roku były momentem, który Marian Folga wykorzystał, atakując jak orzeł, ptak górski najszybszy wśród uskrzydlonych i uderzając niespodziewanie (dla konkurentów). Brzmi pompatycznie? Komicznie? Nie, jeśli znany jest kontekst, pozwalający na zastosowanie tego porównania. Kiedy Marian Folga po raz kolejny przyjeżdża na prestiżowe zawody, czuje na sobie smętne spojrzenia zawodników. Gasnące uśmiechy i zatrzymane w pół grymasy wyrażają gorycz jeszcze niespełnionej, ale nieuniknionej porażki. „Znowu przyjechał…” „No, nie… Znów wygra…ˮ „Gdybym wiedział, że tu będzie, nie przyjechałbym!ˮ Niewypowiedziane przeczucie klęski, będące udziałem startujących, miesza się z uprzejmą niechęcią sędziów. „Niech się pan tu więcej nie pokazuje!ˮ – mówią ich milczące twarze. Oczekujący na wyniki w Polsce wcale nie są zaskoczeni, gdy dociera do nich informacja o zwycięstwie bodypaintera z Jaworzna. Przewidywalność nuży – „Marian Folga odniósł kolejny sukces”, „Jaworznianin Marian Folga wygrał mistrzostwa”, „Mistrz bodypaintingu z Jaworzna”, „Zwycięski zwycięzca znowu zwyciężył”. Tym razem jednak zdarzyło się coś niespodziewanego – uczestnicy konkursu zostali zdystansowani przez siedemnastoletnią debiutantkę, którą przywiózł Folga. „Byłem pewny, że zmiecie wszystkich z powierzchni ziemi” – powiedział artysta.
Sędziowie osłupieli ze zdumienia, gdy poznali wiek Wiktorii. Jej opiekun nie podał go w kwestionariuszu zgłoszeniowym, ponieważ nie było takiego wymogu. „No, dobrze. Wiemy już, że masz siedemnaście lat. A teraz powiedz nam, ile masz naprawdę” – poprosił jeden z jurorów, nie mogąc uwierzyć, że najwyżej oceniona praca jest dziełem nastolatki, najprawdopodobniej najmłodszej laureatki mistrzostw bodypaintingu.
Najpewniej i ona sama nie mogła w to uwierzyć, ponieważ jest prostolinijną, niezadufaną w sobie dziewczyną, całkowicie pozbawioną pyszałkowatości. Z obezwładniającą szczerością wyznała, że choć od czterech lat uczęszcza na zajęcia z malarstwa i rysunku do Młodzieżowego Domu Kultury w Jaworznie, a z malowaniem ciała miała styczność podczas przygotowań do  widowisk teatru tańca Mariana Folgi (Dyemotion), zaledwie na dwa miesiące przed występem w Czechach zaczęła tworzyć własne obrazy na ciele.  Słuchając jej opowiadania o przygotowaniach do zawodów, miałem wrażenie, że nurzam się w strumieniu prozy Gombrowicza ([…] dlaczego nogi w nim wysuwały się na plan pierwszy, na czoło? Nogi miał na czole. Potarłem czoło ręką. Sen? Jawa? Ale nie było czasu na myślenie). Tak, nie było czasu na rozważania. Przećwiczyłam twarze na nogach – relacjonowała Wiktoria, absolutnie nie zdając sobie sprawy, że naiwnym tym wyznaniem wprawiła mnie w konfuzję. Chwilowo zbity z pantałyku, strząsnąłem z siebie strzępy literatury, skierowując wyobraźnię w arterie sztuk wizualnych, aby wreszcie dotrzeć do serca całego przedsięwzięcia – koncepcji nagrodzonych prezentacji.
Temat tegorocznych zmagań („Elementsˮ) wydawał się prosty, jednak nie banalny. Żywioły to pojęcie pojawiające w filozofii europejskiej od czasów starożytnych, a także w kulturze chińskiej, indyjskiej i japońskiej, a definiowane jest jako pierwiastki w świecie zewnętrznym, ale również jako elementy w organizmie każdego człowieka albo jako inne zjawiska – siły przyrody, siły, którymi nie kieruje świadomość, zakres zainteresowań czy też po prostu grupy ludzi tworzących określoną społeczność. Wiktoria nie zlekceważyła możliwości interpretacyjnych wskazanego motywu, pieczołowicie przygotowując projekty (pod czujnym okiem Mistrza). Inspiracją jej pracy w kategorii malowania na twarzy stała się romantyczna wizja przyrody, znajdująca realizację w mrocznej balladzie Goethego „Król Elfów”. Uwiodła ją atmosfera grozy oraz antropomorfizacja zjawisk przyrodniczych pozwalająca na efektowne przełożenie słowa na język plastyki. Zdobywczyni głównej nagrody nadała też szczególne znaczenie toposowi śmierci, traktując zjawisko opisane w utworze jako kolejny żywioł, wobec którego człowiek zawsze i wszędzie jest bezsilny. Jeżeli wyjaśniła swój pomysł jurorom w sposób2, w jaki przedstawiła go mnie, ze zrozumieniem i nieskrywanymi przejawami urzeczenia poezją, nie dziwi zachwyt wysokiej komisji, (dla której punktem wyjścia była oczywiście technika wykonania oraz wartość estetyczna dzieła samego w sobie).
Pomysł Wiktorii na wykonanie obrazu na ciele był mniej wyrafinowany, ale silnie oddziałujący dzięki prostocie i najwyraźniej nieprzeciętnie zrealizowany, skoro jury zdecydowało się przyznać pierwszą nagrodę osobie, która zdobyła już laur w innej kategorii; tej samej, nieznanej nikomu, delikatnej dziewczynie, towarzyszącej postrachowi półbogów bodypaintingu. Koncept ów, oparty na barokowej zasadzie „zgodności niezgodnej”, spełnił się w połączeniu przeciwieństw – ognia i lodu. Realizatorka ujęła sędziów, malując na ciele modelki, Chatyamady Krasamu z Tajlandii, personifikacje żywiołów ognia (jednocześnie życiodajnego i niszczącego) oraz wody (chłodzącej i uśmiercającej). Czy jej talent i zapał wystarczą, by zostać współczesną Veruschką3? Poczyniła pierwsze kroki w dziedzinie sztuki, ma swojego przewodnika po jej świecie i pierwszorzędnego fotografika w jednej osobie, dzięki któremu może znajdzie drogę do jakiejś uczelni artystycznej.
On chyba bardziej nawet niż Wiktoria napawał się wyczynami młodej zawodniczki. Zajęcie drugiego miejsce w kategorii bodypainting dla profesjonalistów mogło stać się dla Mariana Folgi pretekstem do przewartościowania dotychczasowej działalności artystycznej, ale okazało się mało znaczącym epizodem w życiu, ponieważ – ponad wszelką wątpliwość – nad osobistymi rozterkami twórcy wzięły górę radość i satysfakcja płynące z sukcesu wychowanki.
Doświadczony artysta, inaczej niż jego uczennica, woli czerpać z natury niż z kultury. Interesują go ludzie – ich przeżycia wewnętrzne, ale też codzienna walka z materią świata zewnętrznego. Marian lub mięso życia – świeże, ociekające parującą krwią, nieprzetworzone przez ucywilizowanych ludożerców. Może dlatego podstawą jego koncepcji stała się afrykańska gehenna (wysokie temperatury powodujące susze i pożary). Modelka, Dominika Kielmas, ozdobiona stylizowaną biżuterią, z fenomenalną atrapą dzbana na głowie (dziełem Moniki Folgi) wyglądała jak uosobienie wyrzutów sumienia tej części ludzkości, która codziennie bezmyślnie wylewa hektolitry wody, myjąc zęby albo nie dokręcając kurków. Podczas pokazu towarzyszyła jej,  tańcząc, Eliza Ścibisz – jedna z aktorek teatru Dyemotion.
Roztargniony Marian Folga, który w ostatniej chwili wymyśla kluczowe elementy swojego dzieła? Twórca bez żadnej wizji i koncepcji? To mity! Prezentacja podczas konkursu w Pradze jest jednym z przykładów perfekcjonizmu artysty. Nawet laik mógł dostrzec, że dzieło musiało zostać starannie przemyślane, a później wykonane z dbałością nie tyle o detale samego malunku, co o wszystkie aspekty występu. Otrzymując drugą nagrodę, bodypainter miał powody do niezadowolenia. Może przeszedł nad tym do porządku dziennego, uznawszy pokornie, że dawka szczęścia przypadająca na jednostkę nie powinna być przekraczana (miesiąc przed występem w Czechach zdobył I miejsce na mistrzostwach w Słowacji w kategorii malowania aerografem). Może ktoś był trochę lepszy, a może sędziowie celowo pozbawili go uzyskania od wielbicieli pełnej palety pochwał, wzdrygając się przed przyznaniem reprezentantom z Jaworzna wszystkich możliwych pierwszych miejsc.
Tak, Marian Folga lubi być chwalony i dba o to, by jego dokonania nie pozostawały niezauważone. Jednocześnie nie zachowuje się jak byle bóstwo, zazdrosne o wiedzę. Potrafi się nią dzielić i eksponować triumf młodych, zdolnych podopiecznych. Podkreśla doniosłość własnych, minionych osiągnięć, ale nie przestaje się rozwijać, nieustannie fluktuuje i transmutuje, a chociaż jest to proces powolny, zostawia trwałe ślady. Nie biegnie, nie szybuje, ale wytrwale wydeptuje nowe ścieżki. Tak, szanowni organizatorzy, którzy już preparujecie regulaminy z ostatnim, nowym punktem: Nie będą przyjmowane zgłoszenia Mariana Folgi, który otrzymuje wieczysty zakaz uczestnictwa w konkursie – nawet taka regulacja nie pomoże. On może się nie pojawić, ale zjawią się jego następcy, którzy noszą w sobie cząstkę tajemniczej charyzmy Mistrza. Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ich siłą jest zachowanie ciągłości i w życiu, i w sztuce, zjawisko oczywiste i nieuniknione, z wyjątkiem sytuacji, gdy artyści, zamknięci w wieży z kości słoniowej, nie odczuwają nawet cienia potrzeby pojawienia się apologetów, asystentów lub choćby epigonów.
Marian Folga do nich nie należy. Uparcie twierdzi, że nauczy mnie rysować i będę to robił jak Grzegorz Rosiński, chociaż przekonuję go, że jestem całkowicie pozbawiony zdolności manualnych i plastycznych. Wierzę Marianowi.
Chwilowo nie mam jednak czasu, a wiele go trzeba poświęcić, by stać się biegłym w jakiejś dziedzinie. Albowiem wszelka wartościowa działalność człowieka to nie rezultat mglistych zbiegów okoliczności, lecz skutek umiejętnego wyzyskania zdolności, żelaznej woli oraz żmudnej pracy.
A zwycięstwa nigdy nie są dziełami przypadku.

Jacek Fidyk

[1] Konkurs „BodyArt Czech 2019ˮ, który odbył się 15 i 16 marca 2019 roku w czeskiej Pradze, to międzynarodowe mistrzostwa w malowaniu na ciele w kategoriach bodypainting, facepainting i SFX (charakteryzacja efektów specjalnych). Uczestnicy zawodów w bodypaintingu rywalizowali w grupach wyodrębnionych ze względu na technikę (pędzel i gąbka lub aerograf) oraz ze względu na doświadczenie (grupa dla początkujących i grupa dla profesjonalistów).

[2] Po prezentacji pracy uczestnik konkursu wypowiada się na temat dzieła, przedstawiając jego koncepcję.

[3] Vera  Gottliebe Anna Gräfin von Lehndorff – niemiecka aktorka, modelka, fotomodelka, artystka malarka i fotograf, pionierka bodypaintingu. Szerokiej publiczności znana z filmu  Powiększenie w reżyserii Michelangelo Antonioniego.

Post Author: MDK