Robin Hawdon już gościł na mdkowskiej scenie. Oczywiście nie we własnej osobie, bowiem to już mocno starszy pan (ur. 1939r.), lecz jako autor innej farsy, którą widzowie mieli okazję oglądać cztery lata temu – Wieczór z R. Tym łatwiej, pewnie, było sięgnąć do kieszeni, by kupić bilecik na „Prezent urodzinowy”.
Farsa jest przecież gwarancją na udany, wesoły wieczór, mimo przewidywalnej fabuły, w której łatwowierni bohaterowie zostają wciągnięci w serię coraz bardziej nieprawdopodobnych, niewygodnych lub kompromitujących wydarzeń. Sytuacje te najczęściej są spowodowane wadami bohaterów, takimi jak np. próżność, sprzedajność lub chciwość.
Chciałoby się powiedzieć za Gogolem – sami z siebie się śmiejecie, lecz cóż w tym złego? Znacznie lepiej pośmiać się z wad własnych, może nawet pomyśleć później czy aby nie warto to i owo poprawić, oczywiście bez przesady, bo zmienić się całkowicie po pierwsze nie sposób, a po drugie – po co? dlaczego? w jakim celu? – jeśli jestem jaka/ jaki jestem i dobrze mi z tym!
Tę farsę na polską scenę wprowadził Jerzy Bończak, który oczywiście nie tylko ją wyreżyserował, lecz także zagrał jedną z ról. Powód podał profesjonalny: dyrektor teatru Komedia dał mu do wyboru dwie sztuki, wybrał, swoim zdaniem – ciekawszą, zabawniejszą, która lepiej zabawi widza.
– Schemat (farsy) oczywiście jest zachowany – wyjaśnia Reżyser – niewierna żona lub mąż, ich kochankowie i kochanki, łóżko, drzwi, i cała masa stereotypów – ale jej fabuła nie jest pozbawiona realności, ukazuje sytuacje, które być może znamy z własnego doświadczenia. Śledząc komediową plątaninę zdarzeń dowiadujemy się dużo o sobie, głównie – dlaczego burzą się nasze związki. Autor posługuje się bardzo prozaicznym językiem, kontrolowanym chaosem, i niezwykłą precyzją, ale poruszane w sztuce problemy nie są prozaiczne. Pomyślałem, że na tej farsie widz nie tylko będzie się dobrze bawił, ale doświadczy rzeczy, które mogą go dotknąć w życiu prywatnym. Poruszane w sztuce problemy nie są prozaiczne. (Z wywiadu Leszka Skierskiego z Jerzym Bończakiem).
W Jaworznie można było zobaczyć Prezent urodzinowy w reżyserii Wojciecha Błacha, tego samego, który wyreżyserował wspomniany wyżej Wieczór z R. lecz zapewne niewiele się różni (poza obsadą i reżyserią), bowiem tekst ten sam – w tłumaczeniu Elżbiety Woźniak.
Komedie przy tym z reguły (i tę regułę potwierdził również czwartkowy spektakl) są wykonywane przez doborową obsadę. W podwójnej roli odrzuconej żony (Liz) i namiętnej kochanki – tytułowego prezentu urodzinowego (Mimi) wcieliła się Anna Samusionek. Ofiarą podstępnego prezentu, który miał pogodzić, lub na dobre podzielić małżeństwo z problemami był Bob – Włodzimierz Matuszak.
Przypadkowo zamieszaną w aferę przygotowaną przez bogatego przyjaciela Boba była para, która dopiero zaczynała drogę ku małżeństwu: Kate – Agnieszka Wielgosz i Dick – Mariusz Słupiński.
Ona nieco zdesperowana, bo wciąż panienka, więc zgodziła się na spotkanie zaaranżowane przez biuro matrymonialne, pije drinka za drinkiem, żeby nabrać odwagi. On, psycholog, który nie potrafi dać sobie rady z własnymi problemami psychiatrycznymi, spóźnia się na spotkanie, stąd powstaje zamieszanie. Chociaż nie! Najistotniejszym sprawcą bałaganu w życiu obu par jest Tony- kelner, boy hotelowy, intrygant, czasem nawet Włoch. W rolę nachalnego stewarda wniknął, wcielił się, wszedł – wszystkie czasowniki są jak najbardziej zasadne – rewelacyjnie Sławomir Pacek. On najbardziej bawił, tumanił, przestraszał.
Jednak widownia sprawiedliwie, na stojąco, oklaskiwała całą ekipę. Dobrze się pośmiać nawet w środku tygodnia, szczególnie gdy przed nami słoneczny weekend i na bliskim horyzoncie wakacyjna laba.