Dziesięć lat temu, w maju 2009 r., miał zawał, ledwie się wywinął spod kosy białej pani. Zalecenie najważniejsze – nie pić, nie palić, zwolnić tempo, mniej pracować. Z piciem dał sobie spokój, z pracą… nieco mniej. Oprócz tego mieszka we wsi Tuławki pod Olsztynem, gdzie ma młyn wodny w Smolajnach oraz 130 hektarów ziemi. Uwielbia jadę samochodami i motocyklem. Czasem w ciągu roku okrąża (okrążał?) dwa razy Ziemię dokoła. Do końca tego roku zostało mu zaledwie(!) 20 występów. Zwolnił?! – akurat. Bo Starość nie jest dla mięczaków.
24 października wystąpił w Jaworznie, ale nie był pewien, jaki to dzień, bo w trasie jest od ponad tygodnia.
Znęca się więc nad publicznością opowiadając przez równie dwie godziny o swoich najbliższych, bliskich, przyjaciołach i chorobach. Tych oczywistych i tych nieoczywistych. Te ostatnie dotykają człowieka w wieku nieco starszym.
Prywatnie niekoniecznie jest najmilszym kompanem, bo lubi wykpiwać każdego, a scenie za to publiczność ujmuje od wejścia.
Chociaż w Jaworznie miał kłopot – zapowiadający koncert Wojciech P. Knapik, organizator, dyrektor Jaworznickiego Festiwalu Komedii, w ramach którego Piotr Bałtroczyk zawitał do naszego historycznego grodu, zebrał takie brawa, że satyryk wymiękł. Niemal gotów był zejść ze sceny sali koncertowej MDK, jednak brawa przeznaczone już tylko dla niego sprawiły, że uległ i rozpoczął gawędziarski maraton, w czasie którego publika poznała całą rodzinę artysty: empatyczną matkę, ojca dziennikarza, dwóch synów, wykształconych znakomicie, ale ojcu dający w kość bez litości, jeden nawet wytatuowany nad miarę. Nie poznaliśmy żony, bo chociaż był gotów udomowć niejedną, na tyle ceni sobie wolność osobistą, że nie uległ żadnej i wciąż jest heterykiem stanu wolnego. Leitmotivem była oczywiście starość, której się nie poddaje i choroby, które wykorzystuje, by wypocząć pod opieką uroczych pielęgniarek. A potrafi nimi tak znakomicie manipulować, że Piotrusiowi wszystko uchodzi płazem.
Nawet poglądy polityczne, które są zdecydowanie w konflikcie z aktualną władzą. Wyszła z niego przy tym zwyczajna, wredna zawiść – nie mógł znieść, że nasz wspaniały, kochany przez całe społeczeństwo miłością niezmierną Pan Prezydent, potrafi znakomicie opowiadać kawały. Pewnie boi się, że pokona go na scenie kabaretowej, co uczyniłby z łatwością, gdyby tylko chciał.
Sam przyznaje, że coraz bardziej mu się nie chce. Nawet nie Bałtroczykowi, jako ciału, lecz Bałtroczykowi jako mózgu (mózgowi?). Ciało, by chciało, lecz mózg zleniwiał. I nie jest to tylko Pana Piotra przypadłość. Myśleć się nie chce, a jak się nawet chce, to najbardziej, jak osiągnąć stan nicnierobienia.
Wychwalił swoje dokonania, a rzeczywiście zawodów i osiągnięć ma sporo – był i wykładowcą akademickim – nie jest, bo doktoratu nie chciało mu się obronić, więc został dziennikarzem, piosenkarzem, konferansjerem, prezenterem radiowym i telewizyjnym, nawet poetą:
A u mnie nic się nie zmienia
Tyle lat w tym samym miejscu
Wciąż między wierszem a życiem
Między wierszem o życiu i śmierci
Czyli w zasadzie o życiu.
I faktycznie: był ponad rok temu z programem Człowiek z kijowym peselem i mówił o tym samym, o życiu i o śmierci, czyli właściwie o życiu.
Wówczas była pełna sala i teraz też. Wówczas rozlegały się raz za razem głośne śmiechy, czasem nieco zalatujące rechotem, gdy humor był nieco przaśny, jak uroda artysty, który sam ją określa jako pastewną. Bo jest coś takiego w uroczym gadule, że można go słuchać bez końca – a w programie ma podobno przygotowany na dziewięć!!!! godzin gadania. Łatwo w to uwierzyć, jeśli się go słucha. Ma o czym opowiadać i opowiada z taką swadą i lekkością, że można słuchać i słuchać. Więc brawa i owacje w pełni zasłużone.
1 thoughts on “O ŻYCIU I ŚMIERCI”
MX
(25 października 2019 - 22:25)Jest Gość 🙂
Komentarze są wyłączone.