„Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny.” św. Brat Albert
Rodzina jest świętością – ogłasza niejeden polityk i trudno odmówić im racji. To nie tylko „podstawowa komórka społeczna”, lecz przede wszystkim baza, oparcie, źródło najważniejszych emocji. Rodzina każdego człowieka definiuje: uczy zasad, odróżniania dobra od zła, postaw, nawet politycznych, wskazuje drogę, którą staramy się w życiu realizować. Nawet sprzeciw, bunt, zerwanie z rodziną, jest konsekwencją doświadczeń, jakich nabyliśmy w rodzinie.
Jednak tradycyjny model rodziny wielopokoleniowej, mocno związanej „świętymi” obowiązkami troski o każdego jej członka niestety trafił do lamusa. Coraz rzadziej spotykamy się w szerokim gronie dziadków, rodziców, rodzeństwa, wujków, cioć, kuzynów i powinowatych. Mało kto potrafi odróżnić stryjka od wujka, ciotkę o wujenki. Coraz częściej starsi rodzice trafiają do domów spokojnej starości, ładnej nazywanych domem seniora, albo jeszcze bardziej eufemistycznie – oazą jesiennego spokoju. A gdy zaczynają chorować ostatecznie – do hospicjum. Ciągle oddanie rodzica do takiego ośrodka jest przyjmowane przez otoczenie mało pozytywnie, jako przejaw braku wdzięczności, braku serca, nieczułość. A przecież hospicjum to też życie. Miejsce, gdzie nieuleczalnie chorym zaopiekują się profesjonaliści, bowiem „umieranie jest częścią naszego życia”.
W Jaworznie hospicjum powstało w sierpniu 1997 r. jako hospicjum domowe, a od stycznia 2010 jest hospicjum stacjonarnym. Do początki jego działalności kierownikiem medycznym jest lek. med. Maria Bryła – specjalista medycyny paliatywnej.
Jednym ze sposobów oswajania społeczeństwa z problematyką działalności hospicjum są coroczne spotkania, które uświetniają gwiazdy muzyki. Jest to również okazja do złożenia podziękowań wolontariuszom, bez których działalność hospicjów byłaby niemożliwa, a także przeprowadzenia kwesty, bowiem „Opieka hospicyjna dla chorego i jego rodziny jest bezpłatna. Koszty opieki w części pokrywane są z Narodowego Funduszu Zdrowia. Pozostałą część środków uzyskujemy od przedsiębiorców, instytucji oraz indywidualnych darczyńców.”
A wszystko pod hasłem, który utalentowany poetycko i muzycznie wolontariusz Maciej Stanek zawarł w Hymnie hospicjum: Pomóżmy im, by lepiej było,/By życie ich nabrało barw,/Pomóżmy im swą serca siłą, /Bo nasze życie krótko trwa!
Tak już jest, że najchętniej dzielą się nie ci, którzy mają najwięcej, lecz ci, którym brakuje, ponieważ oni wiedzą, czym jest potrzeba. Najwięcej współczucia okazują ci, których los doświadczył najbardziej.
Nic więc dziwnego, że często na koncerty przyjeżdżają artyści doświadczeni przez los. Tak był w tym roku. Gwiazdą wieczoru była pani Monika Kuszyńska. Piosenkarka o charyzmatycznym, niezwykle ciepłym głosie, która w 2000 r. dołączyła do zespołu Varius Manx. Nagrała singiel, wydała płytę – kariera rozwijała się znakomicie, do roku 2006, gdy samochód grupy Varius Manx wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Od tej pory wokalistka nie ma czucia w nogach i porusza się na wózku inwalidzkim.
Zdawać by się mogło, że to koniec, że jest skazana na inwalidzką wegetację – jednak nie poddała się. Nie tylko nie przestała śpiewać, nawet jako reprezentantka Polski w 60. Konkursie Piosenki Eurowizji, zdobyła tytuł Super Artysta bez granic, lecz także wspaniale ułożyła sobie życie osobiste – ma męża, dwoje dzieci i… jeździ na rowerze! Wspaniale wyraziła swoje przeżycia piosenką „Obudź się i żyj”.
Nic więc dziwnego, że oczarowała bez reszty swoim głosem i urokiem jaworznicką publiczność. Nie obyło się zatem bez owacji na stojąco, kwiatów od publiczności i podziękowań od wzruszonej pani M. Bryły.