PO PROSTU MICHAEL JACKSON

Tego pana nikomu nie trzeb przedstawiać – ani starszym (gdyby żył, 29 sierpnia zapukałby do ZUS-u po emeryturę), ani młodszym – bo wciąż żyje jego muzyka, jego fascynujący głos, energia i nieprawdopodobny talent. Potrafił niemal wszystko – śpiewał pop, R&B, soul, rock i funk, był też autorem tekstów, artystą estradowym, tancerzem (spopularyzował skomplikowane ruchy taneczne, takie jak moonwalk i robot dance), aktorem, kompozytorem i filantropem. Najlepiej sprzedającym się artystą solowym wszech czasów i najbardziej nagradzanym – setki nagród, w tym 14 nagród Grammy[16] (jak również Grammy Legend Award i Grammy Lifetime Achievement Award). Jednym, nie dwoma słowami- był „Królem Popu”. Nawet po śmierci nie przestał zarabiać: w 2020 po raz dziewiąty z rzędu znalazł się na szczycie listy magazynu „Forbes” jako najlepiej zarabiający nieżyjący artysta, generując zyski w wysokości 400 mln dolarów. Tym samym ustanowił rekord: ponad 2 mld dolarów zarobionych w ciągu 11 lat od śmierci.
Jego fanem jest bez wątpienia Nick Sinckler, który zadebiutował w Nowym Jorku, gdzie współpracował ze znakomitymi muzykami reprezentującymi gatunek soul &r’n’b. Jednak uznał, że znacznie bardziej przyjaznym krajem, w którym mieszka publiczność bez wątpienia pokocha go bez reszty, jest Polska. I trudno mu się dziwić! Nie ma jak Polska! Tu właśnie Nick tworzy muzykę, oraz współuczestniczy w wielu artystycznych projektach, współpracując z polskimi muzykami: Kayah, Natalia Kukulska, T-Love, Blue Cafe, Wet Fingers, Gromee, DJ Inox, MacLaro.
Jednak postanowił poznać Jaworzno i dwie nasze niewątpliwie najlepsze orkiestry eMBand i Archetti (Zadyrygowani jeszcze przed nim, gdy posłucha, pewnie zamieszka w Jaworznie). Zaprzyjaźnił się z maestro Markiem Maliszem (ich przyjaźń o mało nie zakończyła się wymianą rozmigotanych marynarek – na szczęście nie wymienili się i przyjaźń przetrwała). Obaj, oczywiście przy wybitnym udziale obu orkiestr -rozrywkowej i kameralne oraz ich znakomitych muzyków, postanowili pokazać, co potrafią i … zaprosili na koncert Michale Jackson symfonicznie. Co poniektórzy, ja między innymi, pomyśleli sobie, że pewnie będą smęcić kameralnie, przytruwać symfonicznie. Nawet zaczęło się od instrumentalnego Don’t Stop ’Til You Get Enough. OK, niech będzie, w końcu to pierwszy singel z albumu Michaela Jacksona Off the Wall z 1979 roku, który zdobył statuetkę Grammy w kategorii „Best R&B Vocal Performance.
I wówczas na scenie wybuchł Nick Sinckler! Mistrz Wojciech Młynarski podsumowałby krótko ”Co się to działo, co się działo, pół Jaworzna ze śmiechu się skręcało”, bo więcej się na widowni MDK nie zmieściło. Nie tylko śpiewał, ot choćby „Don’t Stop ‘Til You Get Enough”, którym Jackson „pokazał się jako czołowy artysta estradowego, wokalisty i autor tekstów. Jeszcze śmiał się, a potrafi śmiać się w rożnych tonacjach, na różne sposoby, nawet doskonale parodiując tenorowy śmiech Michalea.
W piosence o Billie Jean, współczuje śpiewakowi, którego obsesyjna fanka piosenkarza, posądziła o to, że jest ojcem jej dziecka. Król Popu przysięgał, a Nick rzewnie potwierdzał, że dziewczyna o tym imieniu z tekstu piosenki jest postacią nieistniejącą. I widownia uwierzyła obu – Jacksonowi i Sincklerowi. Tak działa prawdziwa sztuka – potrafi obalić nawet najbardziej prawdopodobne twierdzenia.
W „Man In The Mirror” Michaela Jacksona, Człowiek w lustrze przekonywał: „Jeśli chcesz uczynić świat lepszym miejscem, spójrz na siebie i dokonaj zmiany”. To ma sens. Ogólnie, więc filozoficznie analizując ten aforyzm, bez wątpienia należałoby go zapisać wielkimi literami nad łóżkiem każdego polityka, dobrze by też było i samemu nad tą prawdą pochylić się z uwagą. Ale kto ma na to czas?
Nick nie tylko śpiewał po angielsku, ale i całkiem nieźle (niestety nieprawdopodobnie szybko) mówił… po polsku. Same mądrości! Raz za razem padało: Jaworzno! Wspaniałe Jaworzno! Kocham Jaworzno! Inne wyznania również padały, ale to było bez wątpienia najistotniejsze, a że kochamy tych, którzy nas kochają, więc miłość była wzajemna. Maestro Malisz nieubłaganie jednak parł do finału koncertu (choć znalazł czas na zmianę garderoby – więc i Nick podążył śladem Dyrygenta), a śpiewak wcale nie miał ochoty na rozstanie z przemiłą publicznością, która swój zachwyt wyrażała nie tylko oklaskami, lecz również głośnymi wyznaniami swoich uczuć. Więc uległ czarowi jaworznickich fanów i na bis wykonał groźnie brzmiącą pieśń – Bad, napisaną i skomponowaną przez Jacksona, a wyprodukowana przy udziale Quincy Jonesa. Jej tematem była prawdziwa historia młodego mężczyźny, który próbował uciec od biedy, uczęszczając do prywatnej szkoły, ale został zabity po powrocie do domu.
Zrobiło się smutno, więc nastąpiło wspólne Good by!
Jednak Nick nie zamierzał się żegnać z przyjaciółmi z Jaworzna – radośnie zaprosił na spotkanie w foyer, gdzie podpisywał swoje krążki, robił sobie selfie z każdym, kto chciał – nawet tymi, którzy płyt nie zakupili. Jednym słowem – showmen.

Muzyka / przez

Post Author: MDK