Wojna w Ukrainie toczy się już ponad trzy miesiące. Do Polski przybyło ponad trzy miliony uchodźców przyjętych niezwykle serdecznie przez Polaków – witanych przez organizacje społeczne, samorządy, wolontariuszy. Niektórzy już wyjechali do innych krajów, niektórzy wrócili do swego, bo tęsknota jest silniejsza od strachu przed rosyjskim okupantem. Wielu czeka, by powrócić, gdy nastąpi kres potwornej tragedii, której sprawcami są bracia – niekiedy dosłownie, bo przecież długi czas współistnienia w ramach jednego państwa sprawił, że oba narody mocno się wymieszały. Spora grupa zamierza pozostać w Polsce na stałe. Ważna więc jest nie tylko pomoc w pokonywaniu bieżących kłopotów, lecz również w integrowaniu się ze społecznością, co prawda przyjazną i serdeczną, lecz przecież obcą – Ukraińców z Polakami. Tym bardziej, że coraz mocniej doskwierająca gospodarzom drożyzna, codziennie wyższe ceny, wzrastające koszmarnie koszty utrzymania, sprawiają, że strumień darowizn jest coraz płytszy.
Stowarzyszenie Katolickie Jaworznicka Przyjaźń postanowiło (przy współudziale MDK) urządzić wspólny koncert artystów ukraińskich i polskich pod hasłem PRZYJAŹŃ BEZ GRANIC. Przyjaźń przecież z założenia granic nie uznaje, granice otwiera, granice likwiduje. Polska, działając obecnie na rzecz jak najszybszego przyjęcia Ukrainy do grona członków Unii Europejskiej, pragnie właśnie granicę między naszymi narodami zlikwidować. Dobrze jest wcześniej poznać się i polubić.
Stąd pomysł na zaproszenie Oksany, Wiktorii, Miszy i Saszy – utalentowanych muzycznie artystów ukraińskich do współpracy z jaworznickim zespołem Ballabard, prowadzonym przez Marka. Pomostem językowym oraz interpersonalnym stała się Nina, która nie tylko mówi po polsku, więc tłumaczyła zapowiedzi Marka na ukraiński, śpiewa po ukraińsku, zna innych Ukraińców, ale prowadzi też w Pulsie dział ukraiński. Musiało się zatem udać.
Zabrzmiały ukraińskie pieśni, których słowa dało się, przynajmniej ogólnie, zrozumieć, w znakomitym i profesjonalnym wykonaniu. Największe owacje zebrała Oksana, która nie potrzebowała akompaniamentu – jej wspaniały głos, wyćwiczony na kijowskich i polskich scenach zachwycał barwą i kunsztem wykonania. Ciekawie zaprezentował się najmłodszy uczestnik koncertu – Sasza (Oleksandr), który zagrał na bandurze, instrumencie, który posiada 12 strun basowych i 43 sopranowe, strojonych chromatycznie w pięciu oktawach. Sam Marek, grający od lat na gitarze, z pokorą przyznał, że spróbował pobrzdąkać na kijowskiej bandurze, ale za wysokie progi…
Po ukraińskich melodiach przyszedł czas na deser muzyczny – Eugeniusz na fortepianie wykonał brawurowo wiązankę melodii znanych z polskich filmów wojennych.
Po nim sceną zawładnął Ballabard i dwoje piosenkarzy Kinga (również flecistka) i Tomasz (wiceprezes Przyjaźni). Przy fortepianie zasiadł Bartosz, rytmy perfekcyjnie wybijał Jacek. Popłynęły melodie, jak zwykle sentymentalno – turystyczne, trochę własnych, trochę z repertuaru M. Grechuty, trochę z Bukowiny. Zrobiło się słodko i nastrojowo. Mocnym uderzeniem i udaną próbą zaproszenia do udziału widowni było wspólne wykonaniu ukraińsko – polskich Sokołów. Hej, Sokoły połączyły niezwykle udane obie grupy artystów z widownią, która składała się z przedstawicieli obojga narodów.
Marek zapowiedział, że na tym nie koniec, choć, jak przyznał, zorganizowanie koncerty było trudnym wyzwaniem – oto w ostatniej chwili zrezygnowała z udziału w koncercie pianistka, ponieważ straciła bliskiego zabitego na wojnie.
A miało być: NIGDY WIĘCEJ WOJNY!
PS. W artykule zabrakło nazwisk – Marek ogłosił bowiem, że obawia się, iż może przekręcić, źle wymówić – więc jak imiona, to imiona. Bez przekręcania. Dodał, że bardzo pomogła mu przy kontaktach z wykonawcami ukraińskimi inna Oksana. Jej nazwisko znał, ale jak wszyscy to wszyscy – Oksana też! Zresztą nazwisko trudne – inaczej się zapisuje, inaczej wymawia.