Ho, ho, ho – wykrzykuje grubas w czerwonym, niezbyt dopasowanym wdzianku i macha butelką jakiegoś napoju, którego całe skrzynki wiezie równie czerwona ciężarówka. To ma być Mikołaj? W Polskiej tradycji przedstawiany był jako dobry biskup z pastorałem i mitrą na głowie, ale łatwiej kupić za kilka złotych marketowe baziewie. W MDK – Mikołaj, co prawda, nie wyłamał się z amerykańskiego, populistycznego wzorca, lecz postanowił zaprezentować dzieciakom ze szkoły podstawowej nr 17, że możliwa jest różnorodność.
Według średniowiecznych przekazów święty Mikołaj żył na przełomie III i IV wieku. Był biskupem Miry w Licji i uczestniczył w soborze nicejskim z 325 roku. Historycy nie odnaleźli jednak żadnego zapisu z III, IV czy nawet V wieku, który potwierdzałby istnienie takiej postaci, więc oficjalnie nie figuruje w panteonie świętych, lecz nawet jeśli go nie było, to być powinien, więc jest – w każdym kraju nieco inny. W filmie „Poczta św. Mikołaja” zamiast jednego dobrego człowieka, który obdarowuje innych, pojawia się cała masa duchów – prezenciuchów, które pragną ucieszyć każde dziecko. Zwołują więc naradę, na której pojawiają się między innymi Trzej Królowie, Święty Mikołaj, Dziadek Mróz i Śnieżynka, baskijski dzieciolub Olentzero czy japoński Hoteiosho, a elfy obsługują całą tę hałastrę bez względu na różnice kulturowe. Żyjemy wszak w otwartym świecie – dziś w Polsce, jutro we Francji, a pojutrze, być może, w Afryce? I wszędzie, gdzie trafimy, chcemy spotkać świętego od prezentów. W dodatku współczesne dzieci żyją w dobie smartfonów, internetu, komórek, więc jaki jest sens pisać list – może jeszcze gęsim piórem? – wysyłać gdzieś do Laponii, jeśli można po prostu ściągnąć obrazek prezentu, który się dziecku zamarzył, kliknąć – i gotowe.
Film filmem, ale najważniejsze są nie obrazki migające na płótnie sali widowiskowej MDK, lecz konkretne prezenty, jakie ufundowała uczniom SP nr 17 Rada Rodziców.
Dla świętego jeszcze ważniejsze są uśmiechy i radość obdarowywanych. A tej było co niemiara.
Gdyby tak jeszcze św. Mikołaj przyjeżdżał z prezentami saniami, niechby nawet szedł pieszo z worem na plecach, albo nawet teleportował się magicznym sposobem – co miesiąc, albo jeszcze częściej. Bo raz w roku, to troszkę mało.