Już czwarte dziesięciolecie wytrwale wędrują po swoim poetycko-muzycznym szlaku. Eskapada trwa i Krzysztof Myszkowski wciąż macha do nas przewodnicką chorągiewką.Przygoda zaczęła się na początku lat 80. Wtedy to młodzi poznańscy studenci zapragnęli wyruszyć śladem wielkich marzycieli. Wyobraźnia Myszkowskiego i Andrzeja Sidorowicza zrodziła nieświadomy jeszcze wtedy – wbrew nazwie – nadchodzących długich lat swojego istnienia zespół – Stare Dobre Małżeństwo… i, jak to w związkach bywa, kolejne lata niosły ze sobą następne bagaże doświadczenia, intrygujące epizody, kryzysy i zmiany…
Syntezę folku z poezją śpiewaną i pielęgnację tego prężnie kwitnącego nasienia zapewniła kompania współczesnych osobistości artystycznych – Adam Ziemianin, Bogdan Loebl czy Józef Baran – oraz wieszcze duchy Edwarda Stachury, Bolesława Leśmiana i Jana Rybowicza.
Aktualnie grupa składa się z założyciela,doświadczonego, obecnego już przy pierwszym krążku, basisty – Romana Ziobro i obiecującego gitarzysty z wokalnym talentem – Macieja Knopa.
Sobotni wieczór na scenie MDK, klimatyczny czerwony poblask w tle, instrumenty w swoim jedynie towarzystwie wyczekują, a muzycy… gdzie się zapodziali? Pomocna widownia służyła drogowskazem oklasków. Zgubili się? Nie! – już są blisko, złapali trop, bo tuż za zasłoną rozległo się błagalne: „Jeszcze raz!”, a po chwili niepewności: „No to ostatni raz, tylko teraz najmocniej jak potraficie!”
Dotarli! – a pod pachą przynieśli „Akt strzelisty” – otwarcie tegorocznego albumu „Blizny czasu”.
„Nie mogę uwierzyć, że staję na deskach już kolejną dekadę. Spotykamy się dziś, ale dlaczego tak późno do tego doszło? Cóż, lepiej późno niż za wcześnie” – zażartował Myszkowski, dziękując za tak liczną obecność słuchaczy i śląc pozdrowienie do „moich już niemłodych, niestety, rówieśników” utworem „Pięćdziesiątka”.
Podczas koncertów Starego Dobrego Małżeństwa prędzej czy później rozbrzmiewa nieomal anielski chór, lecz klasyczne „Bieszczadzkie anioły” to tylko rozgrzewka dla nienastrojonych strun. Pełen plecak wspólnego karaoke stanowią wiersze naszego pieśniarza-podróżnika – Edwarda Stachury. „Jak po nocnym niebie sunące białe obłoki nad lasem”, tak zebrały się głosy publiczności w poetyckiej kłótni: „Jest już za późno” – mruczał smętnie Myszkowski, „Nie jest za późno!” – wrzała optymizmem publiczność.
Panowie odkładają instrumenty, kłaniają się i w koncercie, mogącym góry kruszyć, braw zachwyconej, choć sprawiającej wrażenie nienasyconej publiczności, błąkają się w półmroku drugiego planu. Myszkowski jednak chwyta za mikrofon: „No tak, element teatru musi być, a drogowskazy przeoczyć może każdy”.
Niektóre z nich jednak powinny przez całe życie klarować nam obraz świata i, jak precyzyjnie dobrane okulary, nie męczyć oczu. Zespół zabrał publiczność w ostrzegawczy świat wyjałowionych „Ludzi” Leśmiana. Smutny, lecz dobitnie symboliczny świat prawie krzyczy do nas. Obierzmy w życiu cele, realizujmy je, nie popadając w rutynę!
Iść moglibyśmy przykładem Myszkowskiego – już od młodości spełniającego się w literacko-muzycznym fachu. Wokalista wywołał poruszenie swym urokliwym dziełkiem lat pacholęcych. Chłopięce marzenie o „Dziewczynie z północy” nie tylko nie umarło, ale i rozkwitło w dojrzałym mężczyźnie.
Nie do uwierzenia, jak ten zespół potrafi zadbać o zdrowie psychiczne widza: „Co prawda mieliśmy już kończyć, ale pomyśleliśmy, że wrócą państwo do domu, włączą telewizor i jeszcze przypadkiem zaczną oglądać Polsat”.
Więc jeszcze na chwilę ponownie powróciliśmy na cudne manowce sielankowej poezji. Aż chciało się dziś jeszcze wyruszyć do Leluchowa, poddać losowi, zespolić z naturą.
„Teraz to już naprawdę koniec… Ale żeśmy ostatnio zainwestowali w akordeonik, pozwolimy sobie jeszcze na klasyczny bis.”
„Korektor rzeczywistości”, pozostawił widzów w zadumie, lecz nie wymazał ich ekscytacji. Końcowy aplauz, uznanie stojącej publiczności – na pewno umacnia więź zespołu z odbiorcami. Młody, wędrowny duch z poetyckim obliczem wciąż prowadzi Stare Dobre Małżeństwo przygodnym szlakiem na szczyty gór „by bez żalu z oczu zmyć tęsknoty pył i wielkomiejskich świateł bursztynowe mgły…” Do usłyszenia. Chcemy Was posłuchać znów.
Michał Masternak